Dotarłem
do szpitala. Oczywiście pan lekarzo-gangster miał swoją salę,
taką osobną, przestronną i z darmowym telewizorem. Gdy wszedłem,
wyłączył TV i
spróbował się podnieść. Miał na sobie granatową polówkę i
gips na łapie.
–
Czego
chciałeś? – zapytałem.
Patrzył
na mnie tak dziwnie, tak nienawistnie.
–
Musisz
mi pomóc – wypowiedział pewnie, jakbym nie miał innego wyboru.
Nie
spodziewałem się z jego strony prośby o pomoc, a co dopiero
rozkazu. Przerośnięty orangutan myślał, że nie mam nic
innego do roboty, jak mu pomagać?
Widocznie uderzył się w głowę, podczas strzelaniny. Przysunąłem
sobie krzesło i przysiadłem przy jego łóżku. Już miałem go
zdzielić w nos, gdy pojawiła się Amanda, a przecież nie będę
bił faceta przy jego żonie. Na dodatek był schorowany, świeżo po
operacji, osłabiony… nie lubiłem walk nierównych szans.
–
Przyniosłam
ci obiad i rzeczy, o które prosiłeś. – Amanda położyła
sportową torbę w nogach Aleksa, a pudełko termiczne, zapewne z
obiadem odłożyła na stolik przy łóżku.
–
Dziękuję
– wyszeptał z bólem.
–
Nie
udawaj i nie łudź się, nie jestem tutaj, bo chcę przy tobie być.
Jestem twoją żoną, ale to do czasu… już niedługo nią nie będę
– oznajmiła. – Jestem tutaj, bo jesteś ojcem moich dzieci. Poza
nimi, nic nas nie będzie łączyło.
Czyli
koniec bajki, a nad baśnią o złej i rozwiązłej księżniczce
oraz bez skrupułów rycerzu, zawisły czarne chmury. Nie powiem, by
mi było ich szkoda. Nawet uważałem, że lepiej będzie im osobno,
bo być może ta królewna znajdzie sobie czarodzieja, który ją
odczaruje, bo ten obecny, ten rycerz, to chyba ją aż zanadto
rozczarowywał.
–
Dobrze,
chcesz rozwodu, złóż, ale nie wywieziesz moich synów za granice.
–
Będziesz
mógł ich widywać
–
Trzy
razy do roku!? – warknął.
–
Trzeba
było myśleć wcześniej. Ja jadę do matki do Anglii, znalazła nam
już mieszkanie.
– W
takim razie niech znajdzie kolejne, gdzieś w sąsiedztwie. Najlepiej
w tym samym bloku.
–
Nie
będziesz mnie prześladował! – oburzyła się.
–
Chcę
wiedzieć z kim się spotykasz i jak dbasz o moje dzieci.
–
One
są też moje – przypomniała.
–
Kacper
był też Domi, a jednak go zaniedbała.
–
Ale
to ty go zabiłeś! – krzyknęła i zdzieliła męża z otwartej
dłoni w twarz.
–
Nieprawda!
– Aleks aż się zakrztusił i opadł na poduszki. Widać było, że
coś go zabolało, i że nie był to tylko policzek.
Olek
wydawał mi się teraz być taki bezsilny. Zauważyłem też łzy na
twarzy Amandy, gdy kręciła głową.
–
Jak
mogłam wyjść za kogoś takiego? – zapytała w pustą przestrzeń
przed sobą. – Pociesza mnie myśl, że gdy za ciebie wychodziłam,
żyłam w błogiej niewiedzy co do twojej osoby.
Wypowiedziane
prosto w twarz, słowa żony musiały Olka zaboleć, ale ja nada
trwałem niewzruszony. Amanda wyszła.
–
Warto
było? – zapytałem.
–
Koszulka
i telefon – polecił.
–
Nie
wygłupiaj się.
–
Proszę,
to może być ważne.
–
Nie
pracuje już w policji.
–
Ale
pluskwę możesz mieć.
Przewróciłem
oczami z irytacji.
–
Okay,
ale powtarzam po raz kolejny, że to nie jest w moim stylu. –
Uniosłem koszulkę i rozmontowałem telefon. – Zadowolony?
–
To
ty jesteś winny śmierci Sebastiana, choć to ja go skatowałem –
rzekł pewnie i z przerażeniem w oczach.
–
Jak
to? – zdziwiłem się.
–
To
ty mi powiedziałeś, że zostałem zrobiony na trzydzieści
kawałków. Nie wiedziałem o kradzieży, nie sprawdzałem przewozów,
bo Kamil miał gorączkę. Byłem zajęty synem, a Kryspina nie było
wtedy nawet w Polsce. To ty mi powiedziałeś, że zostałem z Krisem
okradziony i przez kogo, to też ty mi powiedziałeś. Gdyby nie ty,
nie zabiłbym Seby, przynajmniej nie tak szybko.
–
Po
co ci był mały Sommersów? – dopytywałem, w myśl zasady,
mówiącej o tym, by kłuć żelazo póki gorące.
–
Nie
był mi potrzebny.
–
Dlatego
go zrzuciłeś do wody?
–
Nikogo
nie zrzuciłem. Dzieciak autentycznie tam był, ale nie zrzuciłem go
i nie ja go przyprowadziłem – zapewniał.
–
Co
ty bredzisz? Operacja ci zaszkodziła?
–
To
wy zaczęliście strzelać! – padły oskarżenia.
–
Nie,
wy!
–
Nie,
Patryku. Nie strzelałem pierwszy, odpowiedziałem tylko na strzały.
Nie porwałem Kacpra, chciałem odzyskać kasę.
–
To
po co dzwoniłeś, że masz dziecko?
–
Nie
dzwoniłem do ciebie. To do mnie dzwonili.
–
Kto?
–
Przestawił
się jako ktoś z prokuratury. Mieli oddać kasę za informacje. O
dziecku nie było mowy. Sam byłem w szoku, jak usłyszałem płacz
małego.
–
Pewnie
mam tobie w to uwierzyć i ci pomóc się oczyścić przed sądem? –
zgadywałem.
–
Jakbyś
czytał mi w myślach.
–
Dlaczego
mam to zrobić?
–
Bo
jestem niewinny – rzekł z taką pewnością w oczach, że z trudem
przeszło mi przez gardło:
–
Nie
wierzę ci.
Wbiłem
wzrok w stanowczy wyraz szmaragdowych tęczówek.
–
Potrafię
być gnojem – usłyszałem nagle. – Skurwielem jakich mało.
Potrafię zakatować człowieka, który mnie okradł, oszukał lub
zdradził, bo lojalność się dla mnie liczy ponad wszystko, ale nie
zabiłbym niewinnego dziecka – zapewniał. – Z resztą ten mały
był naszą rodziną. Mam zdjęcia i nagrania z bajkolandów,
urodzin, karuzel. Był częścią rodziny, a rodzina jest
najważniejsza. Jak Tyler poszedł siedzieć, pomagaliśmy Domi, jak
tylko się da. To dzięki nam Kacper nie chodził głodny, a wy, ty i
Majka, olaliście sprawę, bo mieliście swoje problemy z twoją
bezpłodnością, bo się debilu świnką zaraziłeś i…
–
Skończ
się rozwodzić! – przerwałem mu, bo temat mojej niepełnej
męskości, nadal był dla mnie taki... taki dotkliwy.
–
Skończę
i nie musisz mi wierzyć, ale jeśli chcesz kogoś obwinić o śmierć
tego dziecka, to nie mnie. Ktoś wiedział o tym, że zostałem
okradziony, zanim ja się o tym dowiedziałem. Informację o
kradzieży przyniosłeś mi dopiero ty. Inaczej Seba zginąłby
prędzej, a Domi dostała po pysku i wyruchaliby ją kilkakrotnie, a
potem porzucili na jakiś torach. Myślisz, że czekałbym tyle
tygodni!? – uniósł się podczas wypowiadania ostatniego zdania.
W
moich oczach pojawiła się wątpliwość.
–
Nie
wiem, Olek. Kiedyś myślałem, że cię znam, teraz wiem, że nigdy
cię nie znałem. Wiem też, że nie chcę cię poznawać. –
Wzruszyłem ramionami i wstałem.
Aleks
chwycił mnie za nadgarstek jedną ręką, jakbym był jego ostatnią
brzytwą ratunkową.
–
Nie
skrzywdziłbym dziecka – zapewnił mnie po raz kolejny tego dnia.
–
Wierzę.
Pewnie zginął przypadkiem i tego nie zaplanowaliście – odparłem
z bólem w głosie.
–
Nie
porwałem go – znów ten pewny ton, tak pewny, że ponownie wbił
pod moją skórę tusz zwątpienia i wytatuował kilka znaków
zapytania.
Szybkim
krokiem opuściłem szpital, umówiłem się telefonicznie z Kamilem
na zalewaną wódą noc. Majce napisałem SMS-a, że nie wrócę
dopiero rano. Postanowiłem podjechać pod monopolowy i kupić z co
najmniej trzy flaszki czystej.
Nieprzypadkowo
nazywam cię bratem,
to
jest ważne jak pierwsza miłość.
Mamy
inną matkę, adres,
ale
dla mnie jesteś rodziną.
Poważnie,
nie ma nic ponad,
dobrze
znasz mnie, bez jednego słowa,
Bez
żadnego 'ale' wiesz jak zapanować nad moim strachem,
sam
bym nie zdołał.
Rzadziej
widzimy się, mimo to ma to sens…*(12)
Wykorzystane
utwory:
*(12)
Mam na imię Aleksander – Nie powtarzaj mi
No tego to się nie spodziewałam. Sama nie wiem, czy wierzyć Aleksowi. Bo jeśli nie on i Rolex to kto w takim razie miał Kacperka. Kto dzwonił do Olka i Patryka i kto wysłał Owczarkowi smsa, co to wszystko znaczy. Czyżby ktoś wykorzystał sytuację, tylko kto?Faktycznie Sebastian zginął dopiero po wizycie Patryka u Aleksa, czyżby Olek nie kłamał. Kto uknuł taka intrygę i po co? Teraz Patryk ma ciężki orzech do zgryzienia, ciekawe czy to zostawi, czy będzie węszył, żeby dociec całej prawdy. To musiał być ktoś, kto znał obu panów, ktoś z ich otoczenia.
OdpowiedzUsuńPowiem tak... gdyby to rozwinąć, bohaterów rozpisać, to mogłaby być z tego naprawdę świetna i długa powieść. Póki co jest to średniawe pod względem wykonania opowiadanko, natomiast jeśli chodzi o samą historię, fabułę, itd, to jest przednia i w ten sposób stałeś się jednym z moich ulubionych autorów, bo nie ma co się oszukiwać, że na blogach i innych tego typu stronkach z opowiadaniami trudno trafić na coś doroślejszego, kontrowersyjnego...
OdpowiedzUsuńTu jednak mam teraz główne pytanie - kto był tym trzecim i gdzie on się teraz podziewa?