czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 11 - Wątpliwości

Dotarłem do szpitala. Oczywiście pan lekarzo-gangster miał swoją salę, taką osobną, przestronną i z darmowym telewizorem. Gdy wszedłem, wyłączył TV i spróbował się podnieść. Miał na sobie granatową polówkę i gips na łapie.
Czego chciałeś? – zapytałem.
Patrzył na mnie tak dziwnie, tak nienawistnie.
Musisz mi pomóc – wypowiedział pewnie, jakbym nie miał innego wyboru.
Nie spodziewałem się z jego strony prośby o pomoc, a co dopiero rozkazu. Przerośnięty orangutan myślał, że nie mam nic innego do roboty, jak mu pomagać? Widocznie uderzył się w głowę, podczas strzelaniny. Przysunąłem sobie krzesło i przysiadłem przy jego łóżku. Już miałem go zdzielić w nos, gdy pojawiła się Amanda, a przecież nie będę bił faceta przy jego żonie. Na dodatek był schorowany, świeżo po operacji, osłabiony… nie lubiłem walk nierównych szans.

Przyniosłam ci obiad i rzeczy, o które prosiłeś. – Amanda położyła sportową torbę w nogach Aleksa, a pudełko termiczne, zapewne z obiadem odłożyła na stolik przy łóżku.
Dziękuję – wyszeptał z bólem.
Nie udawaj i nie łudź się, nie jestem tutaj, bo chcę przy tobie być. Jestem twoją żoną, ale to do czasu… już niedługo nią nie będę – oznajmiła. – Jestem tutaj, bo jesteś ojcem moich dzieci. Poza nimi, nic nas nie będzie łączyło.
Czyli koniec bajki, a nad baśnią o złej i rozwiązłej księżniczce oraz bez skrupułów rycerzu, zawisły czarne chmury. Nie powiem, by mi było ich szkoda. Nawet uważałem, że lepiej będzie im osobno, bo być może ta królewna znajdzie sobie czarodzieja, który ją odczaruje, bo ten obecny, ten rycerz, to chyba ją aż zanadto rozczarowywał.
Dobrze, chcesz rozwodu, złóż, ale nie wywieziesz moich synów za granice.
Będziesz mógł ich widywać
Trzy razy do roku!? – warknął.
Trzeba było myśleć wcześniej. Ja jadę do matki do Anglii, znalazła nam już mieszkanie.
W takim razie niech znajdzie kolejne, gdzieś w sąsiedztwie. Najlepiej w tym samym bloku.
Nie będziesz mnie prześladował! – oburzyła się.
Chcę wiedzieć z kim się spotykasz i jak dbasz o moje dzieci.
One są też moje – przypomniała.
Kacper był też Domi, a jednak go zaniedbała.
Ale to ty go zabiłeś! – krzyknęła i zdzieliła męża z otwartej dłoni w twarz.
Nieprawda! – Aleks aż się zakrztusił i opadł na poduszki. Widać było, że coś go zabolało, i że nie był to tylko policzek.
Olek wydawał mi się teraz być taki bezsilny. Zauważyłem też łzy na twarzy Amandy, gdy kręciła głową.
Jak mogłam wyjść za kogoś takiego? – zapytała w pustą przestrzeń przed sobą. – Pociesza mnie myśl, że gdy za ciebie wychodziłam, żyłam w błogiej niewiedzy co do twojej osoby.
Wypowiedziane prosto w twarz, słowa żony musiały Olka zaboleć, ale ja nada trwałem niewzruszony. Amanda wyszła.

Warto było? – zapytałem.
Koszulka i telefon – polecił.
Nie wygłupiaj się.
Proszę, to może być ważne.
Nie pracuje już w policji.
Ale pluskwę możesz mieć.
Przewróciłem oczami z irytacji.
Okay, ale powtarzam po raz kolejny, że to nie jest w moim stylu. – Uniosłem koszulkę i rozmontowałem telefon. – Zadowolony?
To ty jesteś winny śmierci Sebastiana, choć to ja go skatowałem – rzekł pewnie i z przerażeniem w oczach.
Jak to? – zdziwiłem się.
To ty mi powiedziałeś, że zostałem zrobiony na trzydzieści kawałków. Nie wiedziałem o kradzieży, nie sprawdzałem przewozów, bo Kamil miał gorączkę. Byłem zajęty synem, a Kryspina nie było wtedy nawet w Polsce. To ty mi powiedziałeś, że zostałem z Krisem okradziony i przez kogo, to też ty mi powiedziałeś. Gdyby nie ty, nie zabiłbym Seby, przynajmniej nie tak szybko.

Po co ci był mały Sommersów? – dopytywałem, w myśl zasady, mówiącej o tym, by kłuć żelazo póki gorące.
Nie był mi potrzebny.
Dlatego go zrzuciłeś do wody?
Nikogo nie zrzuciłem. Dzieciak autentycznie tam był, ale nie zrzuciłem go i nie ja go przyprowadziłem – zapewniał.
Co ty bredzisz? Operacja ci zaszkodziła?
To wy zaczęliście strzelać! – padły oskarżenia.
Nie, wy!
Nie, Patryku. Nie strzelałem pierwszy, odpowiedziałem tylko na strzały. Nie porwałem Kacpra, chciałem odzyskać kasę.
To po co dzwoniłeś, że masz dziecko?
Nie dzwoniłem do ciebie. To do mnie dzwonili.
Kto?
Przestawił się jako ktoś z prokuratury. Mieli oddać kasę za informacje. O dziecku nie było mowy. Sam byłem w szoku, jak usłyszałem płacz małego.
Pewnie mam tobie w to uwierzyć i ci pomóc się oczyścić przed sądem? – zgadywałem.
Jakbyś czytał mi w myślach.
Dlaczego mam to zrobić?
Bo jestem niewinny – rzekł z taką pewnością w oczach, że z trudem przeszło mi przez gardło:
Nie wierzę ci.

Wbiłem wzrok w stanowczy wyraz szmaragdowych tęczówek.
Potrafię być gnojem – usłyszałem nagle. – Skurwielem jakich mało. Potrafię zakatować człowieka, który mnie okradł, oszukał lub zdradził, bo lojalność się dla mnie liczy ponad wszystko, ale nie zabiłbym niewinnego dziecka – zapewniał. – Z resztą ten mały był naszą rodziną. Mam zdjęcia i nagrania z bajkolandów, urodzin, karuzel. Był częścią rodziny, a rodzina jest najważniejsza. Jak Tyler poszedł siedzieć, pomagaliśmy Domi, jak tylko się da. To dzięki nam Kacper nie chodził głodny, a wy, ty i Majka, olaliście sprawę, bo mieliście swoje problemy z twoją bezpłodnością, bo się debilu świnką zaraziłeś i…
Skończ się rozwodzić! – przerwałem mu, bo temat mojej niepełnej męskości, nadal był dla mnie taki... taki dotkliwy.
Skończę i nie musisz mi wierzyć, ale jeśli chcesz kogoś obwinić o śmierć tego dziecka, to nie mnie. Ktoś wiedział o tym, że zostałem okradziony, zanim ja się o tym dowiedziałem. Informację o kradzieży przyniosłeś mi dopiero ty. Inaczej Seba zginąłby prędzej, a Domi dostała po pysku i wyruchaliby ją kilkakrotnie, a potem porzucili na jakiś torach. Myślisz, że czekałbym tyle tygodni!? – uniósł się podczas wypowiadania ostatniego zdania.
W moich oczach pojawiła się wątpliwość.
Nie wiem, Olek. Kiedyś myślałem, że cię znam, teraz wiem, że nigdy cię nie znałem. Wiem też, że nie chcę cię poznawać. – Wzruszyłem ramionami i wstałem.
Aleks chwycił mnie za nadgarstek jedną ręką, jakbym był jego ostatnią brzytwą ratunkową.
Nie skrzywdziłbym dziecka – zapewnił mnie po raz kolejny tego dnia.
Wierzę. Pewnie zginął przypadkiem i tego nie zaplanowaliście – odparłem z bólem w głosie.
Nie porwałem go – znów ten pewny ton, tak pewny, że ponownie wbił pod moją skórę tusz zwątpienia i wytatuował kilka znaków zapytania.

Szybkim krokiem opuściłem szpital, umówiłem się telefonicznie z Kamilem na zalewaną wódą noc. Majce napisałem SMS-a, że nie wrócę dopiero rano. Postanowiłem podjechać pod monopolowy i kupić z co najmniej trzy flaszki czystej.

Nieprzypadkowo nazywam cię bratem,
to jest ważne jak pierwsza miłość.
Mamy inną matkę, adres,
ale dla mnie jesteś rodziną.
Poważnie, nie ma nic ponad,
dobrze znasz mnie, bez jednego słowa,
Bez żadnego 'ale' wiesz jak zapanować nad moim strachem,
sam bym nie zdołał.
Rzadziej widzimy się, mimo to ma to sens…*(12)

Wykorzystane utwory:
*(12) Mam na imię Aleksander – Nie powtarzaj mi

2 komentarze:

  1. No tego to się nie spodziewałam. Sama nie wiem, czy wierzyć Aleksowi. Bo jeśli nie on i Rolex to kto w takim razie miał Kacperka. Kto dzwonił do Olka i Patryka i kto wysłał Owczarkowi smsa, co to wszystko znaczy. Czyżby ktoś wykorzystał sytuację, tylko kto?Faktycznie Sebastian zginął dopiero po wizycie Patryka u Aleksa, czyżby Olek nie kłamał. Kto uknuł taka intrygę i po co? Teraz Patryk ma ciężki orzech do zgryzienia, ciekawe czy to zostawi, czy będzie węszył, żeby dociec całej prawdy. To musiał być ktoś, kto znał obu panów, ktoś z ich otoczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak... gdyby to rozwinąć, bohaterów rozpisać, to mogłaby być z tego naprawdę świetna i długa powieść. Póki co jest to średniawe pod względem wykonania opowiadanko, natomiast jeśli chodzi o samą historię, fabułę, itd, to jest przednia i w ten sposób stałeś się jednym z moich ulubionych autorów, bo nie ma co się oszukiwać, że na blogach i innych tego typu stronkach z opowiadaniami trudno trafić na coś doroślejszego, kontrowersyjnego...
    Tu jednak mam teraz główne pytanie - kto był tym trzecim i gdzie on się teraz podziewa?

    OdpowiedzUsuń