czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 12 - Akustyka mieszkań

Postawiłem na stole trzy półlitrówki i dwa kartony soku, choć nie nawykłem do popijania. Kupiłem raczej tak na wszelki wypadek, gdyby u Kamila były jakieś panienki i miały ochotę na drina.
Siedziałem na jakimś krześle wartym kilka tysi, a Kamil stawiał słoiki po koncentracie pomidorowym, na jakiś antyczny, warty kilkanaście tysięcy stół. Nigdy nie lubiłem jego miejsca pracy. W sklepie z antykami czułem się naprawdę nieswojo.
Mam z tego pić? – zdziwiłem się. Nawet nieco skrzywiłem.
Nie mam tu nic innego, jak się nie podoba, to szoruj po kubeczki – odpowiedział z bladym uśmiechem. Z daleka wyczuwalna była jego irytacja. – Szkoda dzieciaka. Tylera nie żałuje, ale jaki by nie był to jednak człek, więc może trochę żałuje – bredził pod nosem, jakby sam nie był do końca zdecydowany.
Ach, tak. Pozostaje jeszcze Aleks.
Amanda twarda jak skała z zewnątrz i wewnątrz miękka jak gąbka. Małżeństwo się sypło, ale to chyba jej i dzieciakom wyjdzie na zdrowie.
Czy ja wiem? Czasami odnosiłem wrażenie, że to ona bywała gorsza od niego, chwilami.
Chwilami – powtórzył i spojrzał na trzy słoiki.
Ja też piję bez przepitki – przypomniałem.
Wiem, ale to... dla Aleksa, wiesz, tak z przyzwyczajenia. Zawsze pijaliśmy tak... we troje.
Rozumiałem smutek w jego głosie, bo i mnie nieraz nachodziła podobna melancholia, spowodowana tymi wszystkimi, wspólnymi wspomnieniami, gdy jeszcze byliśmy sobie jak bracia.

Zrobiliśmy na szybko trzy kolejki. Potem trzy wolniejsze, w błogim milczeniu. Cisza! Tego teraz potrzebowałem. Ciszy, tak głośnej, że nie potrafiłem w niej myśleć. Ciszy słów swoich i pseudo rozmówcy, i krzyków z głośników.

Tak wiele ocen wystawionych zbyt pochopnie
Wiele decyzji podjętych zbyt gwałtownie
Wracały do mnie, dlatego dziś biję się z sobą
Jedynie, a w życiu innych stoję obok
Czasem możemy nie znać czyjejś motywacji do czynu
I oddalamy się od racji, obierając zły azymut*(13)

Co cię gryzie? Już po wszystkim nie? – dopytywał szczupły blondynek.
Nie wiem. Czuję jakiś niepokój. Nigdy nie odnaleziono pieniędzy, Aleks mówi, że nie on i nie Rolex mieli Kacpra. To wszystko jest… w ogóle, Olek się wypiera, by słyszał o kradzieży zanim o mu powiedziałem. Wpiera mi w oczy to wszystko, bym czuł się winny śmierci Sebka.
Niemożliwe. Olek bywa kutasem, lubi zrzucać winę na kogoś, ale od tego ma zazwyczaj żonę.
Nie wiem czy mu wierzyć – wyznałem.
Patrzył ci w oczy?
Tak – odparłem i wzruszyłem niedbale ramionami. Chwyciłem znowu za pełen słoiczek po koncentracie.
Kto wie, może coś w tym jest. Chciał odzyskać forsę, to wiesz, włamał się do Domi i…
Nie było włamania – wtrąciłem szybko.
A zamknęła drzwi?
Zarzeka się, że tak.
Oni mają zamek na tester, nie otworzysz go byle czym. Włam zostawiłby ślad – powiedział Kamil, siląc się na ton, jaki mieli znawcy jakieś dziedziny.
Może Amanda miała klucze, Olek odbił... – gdybałem na głos.
Nie mieli. Nigdy nie mieli. Nawet dwa tygodnie temu byłem tam z Amandą i musieliśmy iść do brata Domki na górę, by otrzymać klucze.
Co ty bredzisz? – zapytałem szybko.
Nic nie bredzę, za mało wypiłem, by bredzić.
Co to za krzyki? – Zacząłem się rozglądać dookoła, bo dochodziły mnie jakieś głosy, jakby głośny śpiew małego dziecka i jakaś awantura lub głośna rozmowa w tle.
Sąsiedzi na piętrze, taka akustyka – odpowiedział spokojnie i spojrzał się wraz ze mną na sufit. – Skąd się dowiedziałeś o kradzieży? – drążył temat.
Od Fabiana albo Darka, nie pamiętam.
Wiedzieli od Seby?
Seba nie kradł.
To skąd?
Pewnie od Aleksa – stwierdziłem, choć pewności to ja co do tego, już żadnej, nie miałem.
Przyjmijmy na krótki moment hipotezę, że Aleks mówi prawdę. – Te słowa Kamila dały mi do myślenia, jak żadne inne.
Akustyka mieszkań! – krzyknąłem. Wstałem, pochyliłem się nad stołem, by wychylić jeszcze pół słoika bez popity. – Wrócę… jutro, pojutrze, ale wrócę. Muszę coś sprawdzić!
Wybiegłem, bo okazało się, że jest trzecia osoba, nie trzecia od Aleksa i Krisa, ale był ktoś, kto mógł wiedzieć o ukradzionej kasie przed Aleksem, ktoś, kto mógł wiedzieć o tym z głównego źródła.

Stałem pomiędzy garażami, czekałem na Tomka. Brat Domi zjawił się spóźniony. Czarny T-shirt i czerwona rozpięta koszula, czarne rurki. Jednym słowem emo-pedał, ale nie to było teraz najważniejsze. Właściwie, to na obecną chwilę, jego ubiór w ogóle nie był ważny.
Jak to było z porwaniem Kacpra, co? – zapytałem wprost.
O co dokładnie pytasz? Myślałem, że to już zamknięta sprawa. – Nie wyglądał na kogoś kto by rozpaczał po śmierci siostrzeńca. Był raczej zirytowany tym, że powróciłem do wątku małego Sommersa.
Nie nosisz żałoby po siostrzeńcu? – zauważyłem.
Żałobę się nosi w sercu.
Jak to było z tym porwaniem małego? Jak to zrobiłeś? Wszedłeś i go wziąłeś? Tak po prostu? Zawiozłeś do Olka? – dopytywałem.
Nie wiem o czym mówisz – zarzekał się, ale jego postawa, nieznaczny krok w tył, to wycofanie, mówiło samo za siebie.
Akustyka budynków mieszkalnych. Góra i dół, mówi to coś tobie?
Nie rozumiem.
Wiedziałeś o kasie, o ukradzionej kasie, zanim dowiedziałem się ja i zanim dowiedzieli się okradzeni, prawda? – Wyjąłem broń i wymierzyłem do Tomasza. – Nie uciekaj, bo strzelę i nie kłam, bo też strzelę. Nie zależy mi już. Mam raka, umrę w rok. Co za różnica czy spędzę ten rok w pudle, bo zabiłem gnoja co uprowadził siostrzeńca do gangsterów i tym przyczynił się do jego śmierci, czy będę patrzył na córki jak rosną i myślał jak rósłby Kacper? No gadaj, kurwa! – warknąłem zbliżając się do niego. Byłem tak roztrzęsiony, że naprawdę myślałem, że zaraz wystrzelę.
Słyszałem jak Domi gada o kasie, chyba przez tel, kłóciła się. Słyszałem tylko jej głos. Niewiele, ale wiedziałem czyj to towar.
No pewnie, nie trzeba mieć doktoratu, by się domyślić – przyznałem na głos, coraz bardziej zdradzając nerwowymi ruchami i niestabilnym tonem swoją irytację.
Poszedłem do Kacpra, był sam, jak zawsze. Był głodny, brudny od czekolady, a po mieszkaniu walały się puste butelki, a nawet samarki. Alkohol miał na wyciągnięcie ręki. Chciałem, by Domi dostała nauczkę i przy okazji bym zarobił. Mały miał do niej wrócić po, maksymalnie, dwóch tygodniach.
Dałeś go Aleksowi i tym miałeś spłacić swoje długi u niego?
Nie. Aleks rozłożył mi dług na raty. Większość miałem już za sobą. Nie zagrażał mi. Za dobrze żyjemy z Amandą i nim, by się mścił, i tak dalej – wyznał bez skruchy w oczach.
Coś mi mówiło, że skurwiel mówi prawdę.
Komu dałeś dzieciaka? – zapytałem wprost.
Wtedy padł strzał, ale nie z mojej broni, choć przez chwilę balem się, że to właśnie ona sama wypaliła. Zobaczyłem postać na garażach. Wstawała z kucek i biegła przed siebie. Pobiegłem za tym facetem, bo z pewnością, to był facet, co do tego akurat nie miałem wątpliwości. Strzeliłem w górę, ostrzegawczo, bardziej z przyzwyczajenia i świadomości, że raz przez brak takiego wystrzału, poniosłem, jakby nie patrzeć, cholernie wysokie konsekwencje. Typek wpieprzył się do piwnicy jednego z bloków, wszedłem za nim. Postrzeliłem go. Ciężko dyszał, a broń wypadła mu z dłoni. Padł na kolana. Podbiegłem i kopnąłem w pistolet, a ten ślizgnął się po podłodze w najodleglejszy kąt. Podniosłem typka za czarną koszulkę i odwróciłem, by leżał na plecach. Ściągnąłem mu maskę, choć nie musiałem tego robić. Już po tatuażach na rękach i łydkach, wiedziałem z kim mam do czynienia. Fabian zmarł na moich rękach, zdążył wybełkotać tylko niewyraźne:
Przepraszam, to miało być inaczej.
Cholera! – zakląłem. Wyjąłem telefon komórkowy i wezwałem karetkę, w pierwszej chwili jedynie do Tomka, bo Fabian Maciejewski był już martwy i nic nie było w stanie mu pomóc, nie było więc sensu wzywać do niego lekarza.

Pogotowie zabrało nieprzytomnego Tomasza Zimaka. W szpitalu, po trwającej osiem godzin operacji, okazało się, że ma szanse przeżyć, ale że kilka miesięcy będzie utrzymywany w śpiące farmakologicznej. Ostatnia nadzieja na dowiedzenie się prawdy właśnie utonęła albo przynajmniej zamarzła na dłuższy czas. Wsiadłem do samochodu i zdołowany postanowiłem wrócić do domu.

Chociaż to jest tylko mroku cień
Z całej wieczności to jeden dzień
To czysta prawda, prawda
Brudna prawda

I chociaż pewnie nie tego chcesz
Gaśnie zapałka ostatnia w deszcz
To czysta prawda, prawda
To jest brudna prawda*(14)

Po drodze zadzwoniłem do Aleksa, miałem tylko jedno pytanie:
Recepta na dziecko, jakieś zagraniczne?
Nie rozumiem – odpowiedział słabym głosem.
Recepta na lek na astmę dla dzieci! – krzyknąłem do słuchawki i pieprznąłem w kierownice dłonią z taką siłą, że przypadkowo uruchomiłem klakson.
Nie wiem, nie wypisuje takich.
Wkurwiony się rozłączyłem. Ruszyłem do szpitala i odnalazłem pielęgniarkę, jedną z tych co mówiła o tej recepcie. Na szczęście jej nie wywaliła, tylko miała ją w szufladzie biurka. Udałem się z tym świstkiem do Aleksa i podsunąłem mu go pod sam nos. Przyglądał się. Założył okulary i wziął do ręki.
Pieczątka moja – wydedukował. – Pliczek mój. No, ale to nie jest moje pismo i podpis też jakiś inny.
Kto był u ciebie w gabinecie, w ostatnim czasie!? – Zabrałem receptę i zmiętą wcisnąłem do kieszeni dżinsów.
Nie wiem, ja jestem tutaj, jakbyś…
Zanim tu trafiłeś! – warknęłam.
Nie wiem, chyba nikt. Daj mi jeszcze raz tę receptę?
Po co? – zapytałem, ale wyjąłem ten kawałek kartki.
W sumie, nawet jakby ją podarł, czy spalił, to ja i tak już nie miałem niczego do stracenia.
Chyba znam to pismo. Darek ma podobne – powiedział bez większego przekonania.
Brat… znaczy mąż siostry Tylera?
Tak, Przybylski – mówiąc to, spojrzał mi prosto w oczy.
Ponownie nie ujrzałem w tych szmaragdach zakłamania.
Jak mnie wkręcasz, to cię zabije! – zapewniłem i skierowałem się do wyjścia.
Nie wkręcam cię! – krzyknął, gdy ja trzaskałem drzwiami.

Wykorzystane utwory:
*(13) Eldo – Granice
*(14) Sokół i Marysia Starosta – Czysta brudna prawda

3 komentarze:

  1. Witam
    Pierwszy raz piszę komentarz. Podobają mi się Twoje opowiadania, gdy czytam to zawsze nie mogę się od nich odciągnąć bo są po prostu super�� fajna kontynuacja Patryka i Majki oraz reszty bohaterów. Wybacz że dopiero teraz piszę ale u mnie zawsze wszystko na wariackich papierach przy dzieciach. Czekam na dalszy rozwój sytuacji pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby nie spotkanie z Kamilem na wódce to Patryk nie przypomniałby sobie o akustyce w mieszkaniu Dominiki, wychodzi na to, że męskie popijawy na coś się przydają.
    A więc jednak Tomek postanowił dać Domi nauczkę i zabrał siostrzeńca. Nie spodziewałam się tylko, że chciał na nim zarobić, już bardziej bym myślała, że on tak dla dobra małego, żeby mu było lepiej, ale nie dla kasy.
    Ja mam nadzieję, że Patryk tylko tak gadał, że ma raka i nie jest chory, że chciał tylko w ten sposób przekonać Tomka do powiedzenia prawdy, że i tak umrze niedługo, więc mu nie zależy i może go zabić.
    Jak padł strzał, to przez chwile pomyślałam, że to już koniec, że już nigdy się nie dowiedzą komu tomek oddal małego Kacperka. Ale po tym jak okazało się, że mężczyzną który oddał strzał był Fabian, a później jeszcze Aleks stwierdził, że pismo na recepcie może być Darka Przybylskiego, to przyszło mi do głowy, że to Przybylskim Zimak oddał małego Sommersa. Ciekawe czy mam rację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem, jak ten rozdział łączy się z początkiem, gdy Antek wraz z Patrykiem byli u Tomka i tam dostrzegli tę akustykę mieszkań...
    Mam teraz kolejne główne pytania, a brzmi - Gdzie jest mały Kacper? W to, że chłopiec żyje jest pewne, pytanie tylko, czy jest mu lepiej niż u mamy. Czy to w ogóle możliwe, by dziecku było lepiej niż u mamy? Dzisiejszy świat pokazuje, że często jest to możliwe. Ja jednak pokładam ciągle jakąś dziwną wiarę w Dominikę, podobnie jak w Aleksa i Amandę.

    OdpowiedzUsuń