Tej
nocy nie mogłem usnąć. Wierciłem się. Przekręcałem z boku na
bok. Majka także nie spała, ale ona przynajmniej co jakiś czas
wstawała do Niny, bo ta nocami popłakiwała, tak więc miała czym
zająć myśli, a ja? Ja rozmyślałem o Kacprze.
–
Patryk
– zaczęła nagle, gdy ja wracałem z kuchni z butelką piwa.
Spojrzałem
na żonę nieobecnym wzrokiem. Już myślałem, że doczepi się
alkoholu, ale nie. Tym razem chyba rozumiała, że piję na sen, że
pewnie, gdybym stał się abstynentem, to ta praca do końca, by mnie
wyniszczyła, a tak, przynajmniej z lekka, alkohol mnie uodparniał i
wymazywał z pamięci, widywane niemal co dnia, obrazy.
–
Odnajdź
Kacpra, żywego – powiedziała, chadzając z Niną na rękach, po
całym pokoju. W końcu podeszła do okna i mała zafascynowana
widokiem z góry, tych wszystkich, kolorowych, miejskich świateł,
na moment się uspokoiła.
–
Majka,
ja nie… – Podszedłem do niej, gdy stawiała dziecko nóżkami na
parapecie.
Nina
zaczęła ślinić palce i mazać nimi po szybie. Nawet się przy tym
sama do siebie podśmiewała.
–
Nie
mogę cię o tym zapewnić – powtórzyłem, bo nie byłem pewny,
czy moje wcześniejsze, urwane nagle Majka, ja nie,
w ogóle słyszała.
–
Nie
mów mi nie! – warknęła szeptem. – Obiecaj – zażądała.
–
Nie
mogę ci tego… – zacząłem, obejmując ją od tyłu i głaskając
córkę po jej ciemnych jak heban włosach.
–
Przysięgnij,
że zrobisz wszystko dla dobra tego dziecka! – uniosła się.
–
Tyle
mogę ci przysiąc – stwierdziłem, zawieszając na moment na żonie
swój zamglony, zapijaczony już tego dnia wzrok. – Zrobię
wszystko dla dobra tego dziecka – dodałem i przechyliłem butelkę.
Wypiłem do dna i udałem się do kuchni, wprost do lodówki, po
drugą taką samą, plus dwa kabanosy do tego.
Następnego
dnia zamierzałem wywiązać się z obietnicy, jaką złożyłem
własnej żonie. Wraz z Antkiem, zajmującym miejsce pasażera,
zmierzałem w stronę domu Aleksandra Górskiego. Antek rozglądał
się po okolicy. Nawet zauważył krowę. Zachowywał się dosłownie
jak Amelka i Marika, gdy jechaliśmy, nie tak dawno temu, do Krakowa.
One też wszystko żywo komentowały, a nawet urządzały sobie
wyścigi, która pierwsza dojrzy jakieś bydle, pasące się trawą
na łące. Ja miałem dość słuchania jego rewelacji o mijanych
zwierzętach, dlatego zrobiłem głośniej odtwarzacz CD.
Pamiętasz,
kradzione jabłka zawsze smakowały lepiej
Dziś
kradzione auta, szmuglowane prosto z Niemiec
Kiedyś
nasz koleżanki uprawiały seks dla sportu
Dzisiaj
to młode mężatki, matki niechcianych bachorów…*(6)
Ledwie
się wczułem w melodię płynącą z głośników, a Antek ściszył,
by zapytać:
–
Ej,
ale fajnie tak mieszkać za miastem. Gdzie chata tego całego
aptekarza?
–
Lekarza
– poprawiłem go. – Właśnie wjeżdżamy na podjazd.
– O
kurwa. – Antek złapał rybkę. – Ale ma hawirę. Z dziesięć
pokoi jest, nie?
–
Pokojów
– poprawiłem partnera i wysiadłem z samochodu. Zadzwoniłem
dzwonkiem, który przymocowany był do wysokiej furtki, jeszcze
wyższego ogrodzenia.
Nikt
nie otwierał.
–
Czekamy,
czekamy, może coś robi.
–
Raczej
ich nie ma. Jest sobota, może pracują – gdybał na głos
rudzielec.
Już
miałem przyznać mu rację i zawrócić, gdy dostrzegłem Amandę,
wychodzącą przed dom z dzieckiem na rękach.
–
Jednak
są – powiedziałem ucieszony.
Chwilę
czekaliśmy, aż kobieta podejdzie i otworzy nam bramę. Za nią
szedł jeszcze jeden brzdąc, niemal identyczny jak ten niesiony na
rękach. Ten drugi trzymał się nogawki spodni swojej matki.
–
To
żona Górskiego?
–
Ehe
– odpowiedziałem.
–
Ale
laska.
–
Ehe
– odparłem z łobuzerskim uśmiechem. – Swojego czasu mówiłem
na nią Blond Seks Bomba.
–
Była
blond? – dopytywał.
–
Była
ładniejsza. Z dziećmi jej nie do twarzy – szepnąłem, przeżułem
gumę i przywitałem się z Amandą, gdy ta, w końcu, znalazła się
w takim zasięgu, by móc usłyszeć mój głos. – Cześć, piękna.
–
Daruj
sobie. Dziś wyglądam okropnie. – Otworzyła furtkę. – Zepsuł
się automatyczny… a zresztą, nie ważne. Kawy, herbaty? –
zaproponowała, gdy my szliśmy za nią. Chwyciłem jednego z
bliźniaków pod pachami i podniosłem do góry.
Przyjrzałem
się Amandzie. Pamiętałem ją inaczej. Zawsze była chuda, ale
raczej zgrabna, a teraz? Ubrania zdawały się na nią wisieć. Była
jakby wychudzone, podłamana... zmarnowana codziennym życiem.
–
Rosną
jak na drożdżach. – Powiedziałem, odstawiając bliźniaka z
burzą loków na głowie, gdy znaleźliśmy się w przedpokoju.
–
Bo
ich nie widzisz codziennie.
Ten
którego wniosłem do domu, zaczął wspinać się na regał z
książkami, przy okazji zrzucając kilka z nich.
–
Aleks!
Kurwa! Weź ich i zrób coś z nimi, bo ja za moment pierdolca
dostanę! – krzyknęła, patrząc w kierunku schodów.
–
Ty
– szepnął Antek konspiracyjnie i trącił mnie łokciem.
Amanda
szarpnęła Patryka w dół, by zszedł z regału, a sama poszła na
górę, zupełnie nie przejmując się nagłym wybuchem płaczu u
chłopca.
–
Przepraszam
was na moment. O Kacpra wam chodzi, prawda? – zgadywała, będąc
już w połowie schodów.
Przytaknąłem
ruchem głowy.
–
Ty
– kolejny raz szepnął Antek i gdy Amanda zniknęła już z
naszego pola widzenia, zapytał – ona tak do tego gangstera mówi?
–
Tak
– odpowiedziałem.
– O
kurwa, odważna jest.
–
Nigdy
nie umiałem Amandy rozgryź – przyznałem. – Nie wiem czy jest
bardziej odważna, czy bardziej szalona.
– A
on?
–
Oto
on. – Wskazałem nieznacznym ruchem głowy na schody.
Aleks
zszedł w dżinsach, takich kończących się w połowie łydek.
Zakładał na siebie bluzę i ją zapinał.
–
Witam
panów policjantów. Odsypiałem dyżur – wytłumaczył i pierwsze
co, to zajrzał do lodówki, by wyjąć z niej puszkę coli.
Państwo
Górscy mieli ten luksus, że ich dom, a właściwie parter, to była
jedna, wielka, niemal w pełni otwarta przestrzeń, czyli przedpokój,
kuchnia, jadalnia i salon, nie dzielone żadnymi ścianami, ani nawet
filarami czy parawanami.
Ten
mały ponownie zaczął wspinać się na meble, więc Amanda
spojrzała wymownie na swojego męża.
– A
tak – odrzekł, chyba odgadując jej gesty.
Zbliżył
się do chłopca i wziął go na ręce. Postawił na parapecie, a
mały zajął się mazaniem rączkami szyby, czyli wychodziło na to,
że u nas szyby jeszcze będą brudne przez co najmniej półtora
roku, bo dzieci najwidoczniej z czynienia takich atrakcji, tak szybko
nie wyrastały. Zacząłem się zastanawiać, czy Kacper także lubił
mazać paluchami po tafli szkła, obserwując przy tym co dzieje się
na zewnątrz.
–
Pani
Stefa ją myła wczoraj – odezwała się Amanda i przygryzła swój
akrylowy paznokieć przednimi zębami, chyba wyrażając w ten sposób
swoje podirytowanie.
–
To
umyje jeszcze raz, jaki problem. Dla niej to chyba dobrze, więcej
zarobi – odpowiedział żonie. – Czego chcecie ode mnie? –
zwrócił się tym razem do mnie i Antka.
Wszedłem
dalej, usiadłem na sofie i spoglądałem na kogoś, kogo kiedyś,
bez wątpienia, mogłem nazwać moim przyjacielem.
–
Kacper
Sommers zaginął.
–
Wiem,
słyszałem, straszna tragedia, ale tak to już jest, jak się dzieci
nie pilnuje – odpowiedział z cynicznym uśmiechem.
–
Śmieszy
cię ta tragedia?
–
Nie,
Patryk – wtrąciła się Amanda. – Aleks się nie śmieje, jest
tylko wkurwiony – stanęła w obronie męża. – My zgłaszaliśmy
nie raz i to różnym instytucją.
–
Co
zgłaszaliście? – dopytywał rudzielec.
–
Przecież
ona się wcale tym dzieciakiem nie zajmowała – odpowiedział Olek.
– I nie zgłaszaliśmy, a Amanda zgłaszała. Ja po pierwszym
razie, wiedziałem, że to nic nie da. Mały miał markowe rzeczy z
pierwszej, kradzionej łapanki, był czysto ubrany i miał co jeść.
Reszta socjalnych nie obchodzi.
–
Skoro
miał co jeść, był czysto ubrany, to dlaczego…
–
Często
zostawał sam – wtrąciła się Amanda. – Bardzo często. Domi
przy nim piła, sprowadzała różnych ludzi. Raz zauważyliśmy u
Kacperka ślad. – Amanda wskazała palcem na swoje ramie, jakby
odruchowo.
–
Biła
syna? – zgadywałem.
–
Nie
wiem.
–
Ślad
był po poparzeniu, od papierosa – wtrącił się Olek i pocałował
swojego dwu i pół latka w rozczochrane, poskręcane włosy. –
Trzeba będzie cię zabrać do fryzjera – zagadną brzdąca, z
taką, dziwną jak na niego, radością w głosie i oczach.
–
Co
zrobiliście? – drążyłem temat dalej, ciekaw jak to wszystko się
potoczyło.
–
Zareagowaliśmy,
tak jak przykładni obywatele powinni – odpowiedział Olek, robiąc
jednocześnie Patrykosiowi samolot.
Poczułem
dziwne ukłucie w sercu, na wspomnienie, że jego syn nosi moje imię,
właśnie po mnie. Drugi, ten spokojniejszy był Kamil, po trzecim z
naszej paczki. Amanda i Aleks tak nazwali swoje dzieci, dlatego, że
ja byłem najlepszym przyjacielem jego, a Kamila Ama uważała za
niemal brata. Poza tym zostaliśmy też chrzestnymi tych maluchów.
Nie minęło więcej niż trzy lata od tych wydarzeń, a wszystko
stało się zupełnie inne, takie niepoznawalne.
–
Ty
i przykładny obywatel, nietypowe zestawienie, przyznaję –
rzuciłem nieco sarkastycznie.
–
Jeśli
rzucasz oskarżenia miej dowody – polecił bardzo spokojnie, bez
cienia zdenerwowania.
–
Gdybym
je miał, to już byś siedział. – Założyłem nogę na nogę,
wspierając kostkę na kolanie. Rozsiadłem się jakby wygodniej.
–
Ale
ich nie masz. – Aleks uśmiechnął się cynicznie. – Jeśli to
wszystko, to wyjdźcie z mojego domu.
O
oj, czyli jednak okazał cień, taką namiastkę zdenerwowania.
–
Nie,
to nie wszystko. Ktoś cię ostatnio zrobił na niezłą kasę,
prawda? – Wstałem i podszedłem do Olka.
–
Tak,
urząd skarbowy – odpowiedział z tym irytującym uśmieszkiem.
–
Urząd?
–
Tak.
– A
nie transportujący fetę?
–
Ten
biały serek do sałatek? – rzekł pytająco.
–
Gdybyś
nie trzymał dziecka na rękach, to dałbym ci w mordę.
–
Chętnie
je odłożę, ale wtedy ty stracisz pracę – zagroził. – Amanda,
możesz… – chciał oddać chłopca żonie, ale Amanda nie
wyciągnęła rąk po syna.
–
Nie,
nie mogę i przestańcie – zażądała niezwykle ostro. – Nie
będziecie się bili w moim salonie.
–
Możemy
wyjść do ogrodu – zaproponował blondyn. Tleniony blondyn, bo w
moich wspomnieniach, to jego włosy miały jeszcze rudawy odcień, po
którym teraz nie było ani śladu.
–
Nie
trzeba – odezwałem się. – Jeszcze się spotkamy nieraz. Nie
wmówisz mi, że nie dostrzegłeś braku trzydziestu tysięcy. Wątpię
też byś darował Domi i Sebie, że zrobili cię w chuja. –
Posmerałem dzieciaczka po policzku i parzyłem jak ten cieszy się
nie tylko usteczkami, ale także, a może właśnie przede wszystkim
oczami.
Spojrzałem
też na Kamila, który bawił się w kulanie setek kauczukowych
piłeczek po salonie. Dzieciaki ani trochę nie były podobne do
Aleksa, a więc wywnioskowałem, że raczej na pewno nie są jego.
Pewnie tego byłego sponsora, z którym Amanda była w nietypowej
relacji za, jeszcze nastoletnich, czasów, zważywszy na to, że
urodziła mając osiemnaście lat.
–
Olek,
o czym on mówi? Jakie trzydzieści tysięcy? – dopytywała,
odgarniając ciemną grzywkę ze swojego czoła. Resztę włosów
miała zebrane w kucyk i spięte dużą, błyszczącą spinką.
–
Nie
twoja brożka, kochanie. Nic się nie martw.
–
Wyjaśnij!
– zażądała nieco agresywniej, bo najprawdziwszym, nieustępliwym
krzykiem.
–
Nie
muszę – odpowiedział spokojnie. – Nie będę się tłumaczył
kobiecie. Weź dziecko, a ja odprowadzę panów policjantów do drzwi
– ledwie to powiedział, a już, nawet nie czekając na to co jego
żona powie, wcisnął jej Trysia na ręce i wskazał nam kierunek do
drzwi.
–
Boże,
straszny typ – skwitował Antek gdy zmierzaliśmy w stronę furtki.
– Ona miała siniaka przy oku, nie zauważyłeś? – podpytywał.
Wzruszyłem
niedbale ramionami i odpowiedziałem:
–
Zauważyłem.
–
To
dlaczego milczałeś?
– A
co zmieni, gdy zacznę mówić na tematy, o których nie mam pojęcia?
–
Widać,
że to jakiś terrorysta.
–
Jak
terrorysta, to zgłoś go do terroru, ja się zajmuje zaginięciem
Kacpra, a nie przemocą domową u bogaczy.
–
Dlaczego
taki jesteś? – wnikał i chyba nie do końca rozumiał.
–
Świata
nie zbawisz, Antek, a przynajmniej nie cały. Zajmuj się jedną
tragedią, bo gdy wsadzisz buciory w kilka bagien naraz, to po
pierwsze – pokazałem jeden palec – bardzo prawdopodobne, że
utoniesz – pokazałem drugi palec – i nikomu wtedy, tak naprawdę,
nie pomożesz, bo wszystko będziesz robił na pół gwizdka.
Skoncentruj się na jednym, a masz szanse, że nawet, może czasami,
przy odrobinie szczęścia, coś ci się powiedzie i będzie miało
dobre zakończenie.
–
Musimy
znaleźć tego Sebę – zadecydował rudzielec, szarpiąc się
jednocześnie z drzwiami od samochodu, zanim ja w ogóle zdjąłem z
niego blokadę.
Zaczęliśmy
więc szukać najmłodszego z Przybylskich i odszukaliśmy. Był w
piwnicy, na jednej z melin. Szukaliśmy go cały dzień i po
temperaturze ciała, mogliśmy stwierdzić, że spóźniliśmy się
około dziesięciu minut.
Sebastian
był przywiązany do kraty, zamocowanej na ścianie. Zakatowany na
śmierć. Patrząc na jego twarz, która zdawała się być krwawą
masą i to na tyle, że ledwie go rozpoznałem, oraz na ręce, nogi i
brzuch, pocięte jakby żyletkami, nie interesowało mnie, który
cios był śmiertelny. Interesowało mnie, kto to zrobił. Wezwałem
przez radio kogo trzeba, a gdy się zjawili, to zacząłem rozpytywać
sąsiadów.
–
Było
tu takich dwóch, zakapturznych, dużych. Mieli drogi samochód –
opowiedział nam kilkuletni chłopczyk z piłką do nożnej. Maluch
błąkał się do późna po ulicy, jak większość dzieci stąd.
Wróciłem
do samochodu i włączyłem odtwarzacz, jakby instynktownie, takim
nieprzemyślanym, szybkim odruchem, po czym wsparłem głowę na
twardej kierownicy. Poczułem załamanie, wszechogarniającą
bezsilność i brak pomysłu na to, gdzie teraz mógł znajdować się
trzyletni Kacper. Pomimo że nigdy nie byłem szczególnie religijny,
to modliłem się o to, by tego dzieciaka właśnie teraz spotykał
znacznie lepszy los, niż jego przybranego wujka – Sebka, przed
godziną. Zaczęły trząś mi się dłonie i nie umiałem nad tym
zapanować. Pojąłem, że muszę się napić, że bez kilku piw,
albo paru szczeniaczków, nie dam rady iść z tą sprawą dalej.
Byle
tylko nie zejść na ziemie,
Byle
tylko odlecieć wysoko,
Kupowaliśmy
sobie wtedy wrażenia
Za
każdą cenę, byle przyspieszyć krążenie.
Było
zimno, ciemno i późno,
Zwracaliśmy
na siebie uwagę,
Zbyt
dobre ciuchy i zbyt dobra fura
I
zdecydowanie za dużo złych manier*(7)
Wykorzystane
utwory:
*(6)
South Blunt System - Czasy się zmieniły
feat. Hukos, Em
*(7)
Pezet Małolat - Gdzie Byśmy Dziś Byli
Majka bardzo przeżywa Kacpra i wcale się jej nie dziwię. Ona bardziej niż Dominika, zachowuję się jak matka Kacpra, ale i w tym się jej nie dziwię, w końcu to dziecko jej brata – ja o dzieci mojego też się martwię i przeżywam, gdy cokolwiek się im dzieje. Majka wywiera na Patryku dodatkowo pewnego rodzaju presję – prosząc o obietnicę, by zrobił wszystko, dla dobra tego malucha. Ta kobieta jest tak opiekuńcza i dobra, że nie sposób jej nie lubić.
OdpowiedzUsuńMam dziwne wrażenie, że Amandę i Patryka w przeszłości coś łączyło. Do tego jeden z bliźniaków ma imię, jak główny bohater. Wątpię, by to miało być przypadkiem.
Chciało mi się śmiać z Antka, zdziwionego, że żona Aleksa mówi do niego w taki sposób. Gdyby się go bała, to by nią przecież nie była. Poza tym, kobiety są świetne i potrafią omotać nawet gangstera :)
Aleks wydawał się być na początku taki zwyczajny – przykładny mąż, tatuś i obywatel oczywiście. Dopiero później można było wyczuć od niego pewnego rodzaju grozę. Do tego już wyszło, że bije Am – bo czego można było się po takim spodziewać. Swoją drogą, ona też niezła zadziora, ale to raczej na jej korzyć akurat w tej sytuacji absolutnie nie działa.
Szkoda mi Sebka – mimo wszystko, był jedną z tych mniej negatywnych postaci. Jego śmierć jednak upewniła mnie, że i Kacper musiał zniknąć z powodu jego i Domi, czym załamałam się razem z Patrykiem, bo to by oznaczało, że maluch naprawdę tego nie przeżyje.
Szkoda, że Patryk i Antek się spóźnili i znaleźli Sebastiana martwego. Teraz już nic się od niego nie dowiedzą, a zwłaszcza gdzie może być kasa, którą zawinął razem z Domi. Poza tym dla Patryka to też niezbyt miłe, bo to jednak ojciec jego siostrzenicy.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jednak jedno, dlaczego Sebastian stracił życie dopiero teraz, dlaczego Rolex czekał tak długo z odzyskaniem kasy? Przecież Kacperka nie ma już chyba ze trzy dni i dopiero teraz Kris nasłał swoich bandziorów na Przybylskiego? Rozumiem, że na Dominikę miało wpłynąć zniknięcie synka, dlatego nic jej się jeszcze nie stało, ale teraz może być w niebezpieczeństwie. Wszystko to jakieś dziwne.
Szkoda mi się zrobiło i Majki i Patryka w czasie tej ich nocnej rozmowy. Majka za wszelka cenę chce wierzyć, że Kacperek się odnajdzie cały i zdrowy i chce, żeby mąż ją o tym zapewnił, szuka u niego potwierdzenia, chce pewności. Uważam, że Patryk dobrze postąpił, uczciwie, ja wiem, że zapewniając żonę, że znajdzie Kacperka żywego dałby jej nadzieję i chwilę wytchnienia, ale to byłaby tylko złudna nadzieja.
Ciekawa jestem, czy faktycznie Aleks nie ma nic wspólnego ze zniknięciem Kacperka, czy mógłby porwać dziecko, niemalże równolatka swoich synów, dziecko przyjaciółki swojej żony, czy byłby do czegoś takiego zdolny.
Zastanawia mnie ten ślad po oparzeniu, który miał Kacperek, o którym mówili Górscy, czyżby Domi znęcała się nad synkiem, albo może któryś z jej gości. Aleks ma rację, że opieka społeczna nic nie robiła w sprawie Kacperka, bo był czystko i dobrze ubrany, ale nikt nie zwracał uwagi na to, że mały zostaje często sam bez opieki, na to samo zwrócił uwagę Tomek, że opieka straszy jego i Gośkę, że zabiorą im Alę, bo nie mają warunków, a losem Kacpra jakoś się nie zainteresowali. Teraz przychodzi mi do głowy, że może Kacperka nie porwał ani Aleks, ani Kris, że może zabrał go ktoś, kto uznał, że lepiej mu będzie bez matki narkomanki, tylko kto?
Rozbawił mnie Antek jak się dziwił, że Amanda tak odzywa się do męża, wielkiego gangstera, on tam by się bał tak pyskować, a tu patrzcie taka mała kobietka, a sobie pozwala.
Przede wszystkim muszę pogratulować doboru repertuaru. Chyba pierwszy raz się spotkałam z opowiadaniem na Blogu, które byłoby tak pełne polskich utworów, których treści byłyby dopasowane do fabuły opowiadania.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co myśleć o Amandzie. Z jednej strony chciałabym ją objechać od góry do dołu lub napisać, że są z Olkiem siebie warci, ale jakoś dziwnie mi jej szkoda w tym związku i jego szkoda tak ogólnie i gdzieś tam tli się we mnie nadzieja, że to są jednak dobrzy ludzie i że kto jak kto, ale oni z pewnością by Kacperka nie skrzywdzili.