środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 5 - Spóźnieni o godzinę

Tej nocy nie mogłem usnąć. Wierciłem się. Przekręcałem z boku na bok. Majka także nie spała, ale ona przynajmniej co jakiś czas wstawała do Niny, bo ta nocami popłakiwała, tak więc miała czym zająć myśli, a ja? Ja rozmyślałem o Kacprze.
Patryk – zaczęła nagle, gdy ja wracałem z kuchni z butelką piwa.
Spojrzałem na żonę nieobecnym wzrokiem. Już myślałem, że doczepi się alkoholu, ale nie. Tym razem chyba rozumiała, że piję na sen, że pewnie, gdybym stał się abstynentem, to ta praca do końca, by mnie wyniszczyła, a tak, przynajmniej z lekka, alkohol mnie uodparniał i wymazywał z pamięci, widywane niemal co dnia, obrazy.
Odnajdź Kacpra, żywego – powiedziała, chadzając z Niną na rękach, po całym pokoju. W końcu podeszła do okna i mała zafascynowana widokiem z góry, tych wszystkich, kolorowych, miejskich świateł, na moment się uspokoiła.
Majka, ja nie… – Podszedłem do niej, gdy stawiała dziecko nóżkami na parapecie.
Nina zaczęła ślinić palce i mazać nimi po szybie. Nawet się przy tym sama do siebie podśmiewała.
Nie mogę cię o tym zapewnić – powtórzyłem, bo nie byłem pewny, czy moje wcześniejsze, urwane nagle Majka, ja nie, w ogóle słyszała.
Nie mów mi nie! – warknęła szeptem. – Obiecaj – zażądała.
Nie mogę ci tego… – zacząłem, obejmując ją od tyłu i głaskając córkę po jej ciemnych jak heban włosach.
Przysięgnij, że zrobisz wszystko dla dobra tego dziecka! – uniosła się.
Tyle mogę ci przysiąc – stwierdziłem, zawieszając na moment na żonie swój zamglony, zapijaczony już tego dnia wzrok. – Zrobię wszystko dla dobra tego dziecka – dodałem i przechyliłem butelkę. Wypiłem do dna i udałem się do kuchni, wprost do lodówki, po drugą taką samą, plus dwa kabanosy do tego.

Następnego dnia zamierzałem wywiązać się z obietnicy, jaką złożyłem własnej żonie. Wraz z Antkiem, zajmującym miejsce pasażera, zmierzałem w stronę domu Aleksandra Górskiego. Antek rozglądał się po okolicy. Nawet zauważył krowę. Zachowywał się dosłownie jak Amelka i Marika, gdy jechaliśmy, nie tak dawno temu, do Krakowa. One też wszystko żywo komentowały, a nawet urządzały sobie wyścigi, która pierwsza dojrzy jakieś bydle, pasące się trawą na łące. Ja miałem dość słuchania jego rewelacji o mijanych zwierzętach, dlatego zrobiłem głośniej odtwarzacz CD.

Pamiętasz, kradzione jabłka zawsze smakowały lepiej
Dziś kradzione auta, szmuglowane prosto z Niemiec
Kiedyś nasz koleżanki uprawiały seks dla sportu
Dzisiaj to młode mężatki, matki niechcianych bachorów…*(6)

Ledwie się wczułem w melodię płynącą z głośników, a Antek ściszył, by zapytać:
Ej, ale fajnie tak mieszkać za miastem. Gdzie chata tego całego aptekarza?
Lekarza – poprawiłem go. – Właśnie wjeżdżamy na podjazd.
O kurwa. – Antek złapał rybkę. – Ale ma hawirę. Z dziesięć pokoi jest, nie?
Pokojów – poprawiłem partnera i wysiadłem z samochodu. Zadzwoniłem dzwonkiem, który przymocowany był do wysokiej furtki, jeszcze wyższego ogrodzenia.
Nikt nie otwierał.
Czekamy, czekamy, może coś robi.
Raczej ich nie ma. Jest sobota, może pracują – gdybał na głos rudzielec.

Już miałem przyznać mu rację i zawrócić, gdy dostrzegłem Amandę, wychodzącą przed dom z dzieckiem na rękach.
Jednak są – powiedziałem ucieszony.
Chwilę czekaliśmy, aż kobieta podejdzie i otworzy nam bramę. Za nią szedł jeszcze jeden brzdąc, niemal identyczny jak ten niesiony na rękach. Ten drugi trzymał się nogawki spodni swojej matki.
To żona Górskiego?
Ehe – odpowiedziałem.
Ale laska.
Ehe – odparłem z łobuzerskim uśmiechem. – Swojego czasu mówiłem na nią Blond Seks Bomba.
Była blond? – dopytywał.
Była ładniejsza. Z dziećmi jej nie do twarzy – szepnąłem, przeżułem gumę i przywitałem się z Amandą, gdy ta, w końcu, znalazła się w takim zasięgu, by móc usłyszeć mój głos. – Cześć, piękna.
Daruj sobie. Dziś wyglądam okropnie. – Otworzyła furtkę. – Zepsuł się automatyczny… a zresztą, nie ważne. Kawy, herbaty? – zaproponowała, gdy my szliśmy za nią. Chwyciłem jednego z bliźniaków pod pachami i podniosłem do góry.
Przyjrzałem się Amandzie. Pamiętałem ją inaczej. Zawsze była chuda, ale raczej zgrabna, a teraz? Ubrania zdawały się na nią wisieć. Była jakby wychudzone, podłamana... zmarnowana codziennym życiem.
Rosną jak na drożdżach. – Powiedziałem, odstawiając bliźniaka z burzą loków na głowie, gdy znaleźliśmy się w przedpokoju.
Bo ich nie widzisz codziennie.
Ten którego wniosłem do domu, zaczął wspinać się na regał z książkami, przy okazji zrzucając kilka z nich.
Aleks! Kurwa! Weź ich i zrób coś z nimi, bo ja za moment pierdolca dostanę! – krzyknęła, patrząc w kierunku schodów.
Ty – szepnął Antek konspiracyjnie i trącił mnie łokciem.
Amanda szarpnęła Patryka w dół, by zszedł z regału, a sama poszła na górę, zupełnie nie przejmując się nagłym wybuchem płaczu u chłopca.
Przepraszam was na moment. O Kacpra wam chodzi, prawda? – zgadywała, będąc już w połowie schodów.
Przytaknąłem ruchem głowy.

Ty – kolejny raz szepnął Antek i gdy Amanda zniknęła już z naszego pola widzenia, zapytał – ona tak do tego gangstera mówi?
Tak – odpowiedziałem.
O kurwa, odważna jest.
Nigdy nie umiałem Amandy rozgryź – przyznałem. – Nie wiem czy jest bardziej odważna, czy bardziej szalona.
A on?
Oto on. – Wskazałem nieznacznym ruchem głowy na schody.
Aleks zszedł w dżinsach, takich kończących się w połowie łydek. Zakładał na siebie bluzę i ją zapinał.
Witam panów policjantów. Odsypiałem dyżur – wytłumaczył i pierwsze co, to zajrzał do lodówki, by wyjąć z niej puszkę coli.
Państwo Górscy mieli ten luksus, że ich dom, a właściwie parter, to była jedna, wielka, niemal w pełni otwarta przestrzeń, czyli przedpokój, kuchnia, jadalnia i salon, nie dzielone żadnymi ścianami, ani nawet filarami czy parawanami.
Ten mały ponownie zaczął wspinać się na meble, więc Amanda spojrzała wymownie na swojego męża.
A tak – odrzekł, chyba odgadując jej gesty.
Zbliżył się do chłopca i wziął go na ręce. Postawił na parapecie, a mały zajął się mazaniem rączkami szyby, czyli wychodziło na to, że u nas szyby jeszcze będą brudne przez co najmniej półtora roku, bo dzieci najwidoczniej z czynienia takich atrakcji, tak szybko nie wyrastały. Zacząłem się zastanawiać, czy Kacper także lubił mazać paluchami po tafli szkła, obserwując przy tym co dzieje się na zewnątrz.
Pani Stefa ją myła wczoraj – odezwała się Amanda i przygryzła swój akrylowy paznokieć przednimi zębami, chyba wyrażając w ten sposób swoje podirytowanie.
To umyje jeszcze raz, jaki problem. Dla niej to chyba dobrze, więcej zarobi – odpowiedział żonie. – Czego chcecie ode mnie? – zwrócił się tym razem do mnie i Antka.

Wszedłem dalej, usiadłem na sofie i spoglądałem na kogoś, kogo kiedyś, bez wątpienia, mogłem nazwać moim przyjacielem.
Kacper Sommers zaginął.
Wiem, słyszałem, straszna tragedia, ale tak to już jest, jak się dzieci nie pilnuje – odpowiedział z cynicznym uśmiechem.
Śmieszy cię ta tragedia?
Nie, Patryk – wtrąciła się Amanda. – Aleks się nie śmieje, jest tylko wkurwiony – stanęła w obronie męża. – My zgłaszaliśmy nie raz i to różnym instytucją.
Co zgłaszaliście? – dopytywał rudzielec.
Przecież ona się wcale tym dzieciakiem nie zajmowała – odpowiedział Olek. – I nie zgłaszaliśmy, a Amanda zgłaszała. Ja po pierwszym razie, wiedziałem, że to nic nie da. Mały miał markowe rzeczy z pierwszej, kradzionej łapanki, był czysto ubrany i miał co jeść. Reszta socjalnych nie obchodzi.
Skoro miał co jeść, był czysto ubrany, to dlaczego…
Często zostawał sam – wtrąciła się Amanda. – Bardzo często. Domi przy nim piła, sprowadzała różnych ludzi. Raz zauważyliśmy u Kacperka ślad. – Amanda wskazała palcem na swoje ramie, jakby odruchowo.
Biła syna? – zgadywałem.
Nie wiem.
Ślad był po poparzeniu, od papierosa – wtrącił się Olek i pocałował swojego dwu i pół latka w rozczochrane, poskręcane włosy. – Trzeba będzie cię zabrać do fryzjera – zagadną brzdąca, z taką, dziwną jak na niego, radością w głosie i oczach.

Co zrobiliście? – drążyłem temat dalej, ciekaw jak to wszystko się potoczyło.
Zareagowaliśmy, tak jak przykładni obywatele powinni – odpowiedział Olek, robiąc jednocześnie Patrykosiowi samolot.
Poczułem dziwne ukłucie w sercu, na wspomnienie, że jego syn nosi moje imię, właśnie po mnie. Drugi, ten spokojniejszy był Kamil, po trzecim z naszej paczki. Amanda i Aleks tak nazwali swoje dzieci, dlatego, że ja byłem najlepszym przyjacielem jego, a Kamila Ama uważała za niemal brata. Poza tym zostaliśmy też chrzestnymi tych maluchów. Nie minęło więcej niż trzy lata od tych wydarzeń, a wszystko stało się zupełnie inne, takie niepoznawalne.
Ty i przykładny obywatel, nietypowe zestawienie, przyznaję – rzuciłem nieco sarkastycznie.
Jeśli rzucasz oskarżenia miej dowody – polecił bardzo spokojnie, bez cienia zdenerwowania.
Gdybym je miał, to już byś siedział. – Założyłem nogę na nogę, wspierając kostkę na kolanie. Rozsiadłem się jakby wygodniej.
Ale ich nie masz. – Aleks uśmiechnął się cynicznie. – Jeśli to wszystko, to wyjdźcie z mojego domu.
O oj, czyli jednak okazał cień, taką namiastkę zdenerwowania.
Nie, to nie wszystko. Ktoś cię ostatnio zrobił na niezłą kasę, prawda? – Wstałem i podszedłem do Olka.
Tak, urząd skarbowy – odpowiedział z tym irytującym uśmieszkiem.
Urząd?
Tak.
A nie transportujący fetę?
Ten biały serek do sałatek? – rzekł pytająco.
Gdybyś nie trzymał dziecka na rękach, to dałbym ci w mordę.
Chętnie je odłożę, ale wtedy ty stracisz pracę – zagroził. – Amanda, możesz… – chciał oddać chłopca żonie, ale Amanda nie wyciągnęła rąk po syna.
Nie, nie mogę i przestańcie – zażądała niezwykle ostro. – Nie będziecie się bili w moim salonie.
Możemy wyjść do ogrodu – zaproponował blondyn. Tleniony blondyn, bo w moich wspomnieniach, to jego włosy miały jeszcze rudawy odcień, po którym teraz nie było ani śladu.
Nie trzeba – odezwałem się. – Jeszcze się spotkamy nieraz. Nie wmówisz mi, że nie dostrzegłeś braku trzydziestu tysięcy. Wątpię też byś darował Domi i Sebie, że zrobili cię w chuja. – Posmerałem dzieciaczka po policzku i parzyłem jak ten cieszy się nie tylko usteczkami, ale także, a może właśnie przede wszystkim oczami.
Spojrzałem też na Kamila, który bawił się w kulanie setek kauczukowych piłeczek po salonie. Dzieciaki ani trochę nie były podobne do Aleksa, a więc wywnioskowałem, że raczej na pewno nie są jego. Pewnie tego byłego sponsora, z którym Amanda była w nietypowej relacji za, jeszcze nastoletnich, czasów, zważywszy na to, że urodziła mając osiemnaście lat.
Olek, o czym on mówi? Jakie trzydzieści tysięcy? – dopytywała, odgarniając ciemną grzywkę ze swojego czoła. Resztę włosów miała zebrane w kucyk i spięte dużą, błyszczącą spinką.
Nie twoja brożka, kochanie. Nic się nie martw.
Wyjaśnij! – zażądała nieco agresywniej, bo najprawdziwszym, nieustępliwym krzykiem.
Nie muszę – odpowiedział spokojnie. – Nie będę się tłumaczył kobiecie. Weź dziecko, a ja odprowadzę panów policjantów do drzwi – ledwie to powiedział, a już, nawet nie czekając na to co jego żona powie, wcisnął jej Trysia na ręce i wskazał nam kierunek do drzwi.

Boże, straszny typ – skwitował Antek gdy zmierzaliśmy w stronę furtki. – Ona miała siniaka przy oku, nie zauważyłeś? – podpytywał.
Wzruszyłem niedbale ramionami i odpowiedziałem:
Zauważyłem.
To dlaczego milczałeś?
A co zmieni, gdy zacznę mówić na tematy, o których nie mam pojęcia?
Widać, że to jakiś terrorysta.
Jak terrorysta, to zgłoś go do terroru, ja się zajmuje zaginięciem Kacpra, a nie przemocą domową u bogaczy.
Dlaczego taki jesteś? – wnikał i chyba nie do końca rozumiał.
Świata nie zbawisz, Antek, a przynajmniej nie cały. Zajmuj się jedną tragedią, bo gdy wsadzisz buciory w kilka bagien naraz, to po pierwsze – pokazałem jeden palec – bardzo prawdopodobne, że utoniesz – pokazałem drugi palec – i nikomu wtedy, tak naprawdę, nie pomożesz, bo wszystko będziesz robił na pół gwizdka. Skoncentruj się na jednym, a masz szanse, że nawet, może czasami, przy odrobinie szczęścia, coś ci się powiedzie i będzie miało dobre zakończenie.
Musimy znaleźć tego Sebę – zadecydował rudzielec, szarpiąc się jednocześnie z drzwiami od samochodu, zanim ja w ogóle zdjąłem z niego blokadę.

Zaczęliśmy więc szukać najmłodszego z Przybylskich i odszukaliśmy. Był w piwnicy, na jednej z melin. Szukaliśmy go cały dzień i po temperaturze ciała, mogliśmy stwierdzić, że spóźniliśmy się około dziesięciu minut.
Sebastian był przywiązany do kraty, zamocowanej na ścianie. Zakatowany na śmierć. Patrząc na jego twarz, która zdawała się być krwawą masą i to na tyle, że ledwie go rozpoznałem, oraz na ręce, nogi i brzuch, pocięte jakby żyletkami, nie interesowało mnie, który cios był śmiertelny. Interesowało mnie, kto to zrobił. Wezwałem przez radio kogo trzeba, a gdy się zjawili, to zacząłem rozpytywać sąsiadów.
Było tu takich dwóch, zakapturznych, dużych. Mieli drogi samochód – opowiedział nam kilkuletni chłopczyk z piłką do nożnej. Maluch błąkał się do późna po ulicy, jak większość dzieci stąd.
Wróciłem do samochodu i włączyłem odtwarzacz, jakby instynktownie, takim nieprzemyślanym, szybkim odruchem, po czym wsparłem głowę na twardej kierownicy. Poczułem załamanie, wszechogarniającą bezsilność i brak pomysłu na to, gdzie teraz mógł znajdować się trzyletni Kacper. Pomimo że nigdy nie byłem szczególnie religijny, to modliłem się o to, by tego dzieciaka właśnie teraz spotykał znacznie lepszy los, niż jego przybranego wujka – Sebka, przed godziną. Zaczęły trząś mi się dłonie i nie umiałem nad tym zapanować. Pojąłem, że muszę się napić, że bez kilku piw, albo paru szczeniaczków, nie dam rady iść z tą sprawą dalej.

Byle tylko nie zejść na ziemie,
Byle tylko odlecieć wysoko,
Kupowaliśmy sobie wtedy wrażenia
Za każdą cenę, byle przyspieszyć krążenie.
Było zimno, ciemno i późno,
Zwracaliśmy na siebie uwagę,
Zbyt dobre ciuchy i zbyt dobra fura
I zdecydowanie za dużo złych manier*(7)

Wykorzystane utwory:
*(6) South Blunt System - Czasy się zmieniły feat. Hukos, Em
*(7) Pezet Małolat - Gdzie Byśmy Dziś Byli

3 komentarze:

  1. Majka bardzo przeżywa Kacpra i wcale się jej nie dziwię. Ona bardziej niż Dominika, zachowuję się jak matka Kacpra, ale i w tym się jej nie dziwię, w końcu to dziecko jej brata – ja o dzieci mojego też się martwię i przeżywam, gdy cokolwiek się im dzieje. Majka wywiera na Patryku dodatkowo pewnego rodzaju presję – prosząc o obietnicę, by zrobił wszystko, dla dobra tego malucha. Ta kobieta jest tak opiekuńcza i dobra, że nie sposób jej nie lubić.
    Mam dziwne wrażenie, że Amandę i Patryka w przeszłości coś łączyło. Do tego jeden z bliźniaków ma imię, jak główny bohater. Wątpię, by to miało być przypadkiem.
    Chciało mi się śmiać z Antka, zdziwionego, że żona Aleksa mówi do niego w taki sposób. Gdyby się go bała, to by nią przecież nie była. Poza tym, kobiety są świetne i potrafią omotać nawet gangstera :)
    Aleks wydawał się być na początku taki zwyczajny – przykładny mąż, tatuś i obywatel oczywiście. Dopiero później można było wyczuć od niego pewnego rodzaju grozę. Do tego już wyszło, że bije Am – bo czego można było się po takim spodziewać. Swoją drogą, ona też niezła zadziora, ale to raczej na jej korzyć akurat w tej sytuacji absolutnie nie działa.
    Szkoda mi Sebka – mimo wszystko, był jedną z tych mniej negatywnych postaci. Jego śmierć jednak upewniła mnie, że i Kacper musiał zniknąć z powodu jego i Domi, czym załamałam się razem z Patrykiem, bo to by oznaczało, że maluch naprawdę tego nie przeżyje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Patryk i Antek się spóźnili i znaleźli Sebastiana martwego. Teraz już nic się od niego nie dowiedzą, a zwłaszcza gdzie może być kasa, którą zawinął razem z Domi. Poza tym dla Patryka to też niezbyt miłe, bo to jednak ojciec jego siostrzenicy.
    Zastanawia mnie jednak jedno, dlaczego Sebastian stracił życie dopiero teraz, dlaczego Rolex czekał tak długo z odzyskaniem kasy? Przecież Kacperka nie ma już chyba ze trzy dni i dopiero teraz Kris nasłał swoich bandziorów na Przybylskiego? Rozumiem, że na Dominikę miało wpłynąć zniknięcie synka, dlatego nic jej się jeszcze nie stało, ale teraz może być w niebezpieczeństwie. Wszystko to jakieś dziwne.
    Szkoda mi się zrobiło i Majki i Patryka w czasie tej ich nocnej rozmowy. Majka za wszelka cenę chce wierzyć, że Kacperek się odnajdzie cały i zdrowy i chce, żeby mąż ją o tym zapewnił, szuka u niego potwierdzenia, chce pewności. Uważam, że Patryk dobrze postąpił, uczciwie, ja wiem, że zapewniając żonę, że znajdzie Kacperka żywego dałby jej nadzieję i chwilę wytchnienia, ale to byłaby tylko złudna nadzieja.
    Ciekawa jestem, czy faktycznie Aleks nie ma nic wspólnego ze zniknięciem Kacperka, czy mógłby porwać dziecko, niemalże równolatka swoich synów, dziecko przyjaciółki swojej żony, czy byłby do czegoś takiego zdolny.
    Zastanawia mnie ten ślad po oparzeniu, który miał Kacperek, o którym mówili Górscy, czyżby Domi znęcała się nad synkiem, albo może któryś z jej gości. Aleks ma rację, że opieka społeczna nic nie robiła w sprawie Kacperka, bo był czystko i dobrze ubrany, ale nikt nie zwracał uwagi na to, że mały zostaje często sam bez opieki, na to samo zwrócił uwagę Tomek, że opieka straszy jego i Gośkę, że zabiorą im Alę, bo nie mają warunków, a losem Kacpra jakoś się nie zainteresowali. Teraz przychodzi mi do głowy, że może Kacperka nie porwał ani Aleks, ani Kris, że może zabrał go ktoś, kto uznał, że lepiej mu będzie bez matki narkomanki, tylko kto?
    Rozbawił mnie Antek jak się dziwił, że Amanda tak odzywa się do męża, wielkiego gangstera, on tam by się bał tak pyskować, a tu patrzcie taka mała kobietka, a sobie pozwala.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przede wszystkim muszę pogratulować doboru repertuaru. Chyba pierwszy raz się spotkałam z opowiadaniem na Blogu, które byłoby tak pełne polskich utworów, których treści byłyby dopasowane do fabuły opowiadania.
    Zastanawiam się co myśleć o Amandzie. Z jednej strony chciałabym ją objechać od góry do dołu lub napisać, że są z Olkiem siebie warci, ale jakoś dziwnie mi jej szkoda w tym związku i jego szkoda tak ogólnie i gdzieś tam tli się we mnie nadzieja, że to są jednak dobrzy ludzie i że kto jak kto, ale oni z pewnością by Kacperka nie skrzywdzili.

    OdpowiedzUsuń