Kiedy
stanęliśmy przed bramą, prowadzącą do kamienicy, w której
mieszkają Sommersi, okazało się, że stoi tam tłum ludzi. Było
pełno naklejek i zdjęć Kacperka. Czyli świat był jaki był,
ludziska, typu gapie, ciągle szukali sensacji, a reporterzy byli
niczym hieny cmentarne.
Szliśmy
po schodach do góry, gdy Tomasz zbiegał w dół. Nie spodziewałem
się, że akurat na niego się napatoczymy.
– A
ty skąd? – zapytałem, zauważając, że nie wyszedł z domu
Dominiki.
–
Mieszkam
piętro wyżej – odpowiedział normalnym tonem.
Chwyciłem
go za kaptur i szarpnąłem. Chciałem pójść z nim do jego
mieszkania i nieco się rozejrzeć. Nie sądziłem, by ukrywał
małego Kacperka u siebie w domu, ale... ale co mi szkodziło się
rozglądnąć?
–
Dopiero
się remontujemy – wyjaśnił, otwierając drzwi, jednocześnie też
poprawiając kaptur czarnej bluzy, który przeze mnie źle mu się
ułożył.
Wszedłem
do środka pierwszy, za mną wszedł Tomek i dopiero Antek. Widziałem
w życiu biedę, ale nigdy aż taką. Uderzył mnie brak mebli, jedno
łóżko, brak zasłon.
–
Czemu
mieszkasz w takich warunkach? – zapytałem. – Przecież zarabiasz
– dodałem, wzruszając ramionami.
Usłyszałem
płacz dziecka. Antek chyba instynktownie, przyzwyczajony już do
płaczu Filipa, ruszył do zamkniętego pokoju. Poszedłem za nim,
choć miałem świadomość, że to płacz niemowlaka, a nie
niespełna trzylatka.
Po
otwarciu drzwi, odczułem jakby ktoś przeniósł mnie w zupełnie
inne miejsce... jakiś inny wymiar. Pastelowy fiolet na ścianach,
śliczne łóżeczko, choć turystyczne, tęcza naklejona nad tym
łóżeczkiem, kręcąca się i grająca karuzela niemowlęca i
zasłonki w motylki.
–
Mówiłem,
że się dopiero remontujemy. Zacząłem od pokoju córeczki –
wyjaśnił Tomasz, a ja oniemiałem, bo nawet się nie spodziewałem,
że on ma dziecko.
–
Dzień
dobry – powiedziała do mnie młoda dziewczyna z dzieckiem na
rękach.
Mała
była dosłownie perfekcyjna. Miała blond włoski, loczki i
niespełna pół roku. Poczułem dziwne ukłucie zazdrości w sercu,
że ja nigdy tego nie doświadczę, że nigdy nie wezmę na ręce
własnego dziecka, że mnie i Majce nie będzie dane wychowywać
takiego malucha, od samego poczęcia.
–
Pół
roku temu, matka wywaliła nas z domu. Gośka była w ciąży –
wyjawił Tomek. – Tyler pomógł załatwić nam to mieszkanie,
pomógł przy przeprowadzce. Spłacałem pierw długi u dilerów, by
mojej rodzinie nic nie zagrażało, potem wyremontowałem pokój
córce, nasz może poczekać. Zgłosisz mnie do opieki społecznej? –
zapytał, nie kryjąc swojej agresji.
–
Spokojnie,
nigdzie cię nie zgłoszę. – Położyłem swoją dłoń na jego
ramieniu, by dodać mu otuchy.
–
Kurator
mnie już tym straszył, że jak nie będziemy mieli warunków, to
zabiorą nam dziecko – wyznał ze łzami w oczach. – Takim jak
my, ludziom, którzy się starają, to szybko zabrać dzieciaka, ale
takim jak moja siostra, to tylko walicie zasiłki – warknął.
–
Tomasz,
spokojnie – powiedziała cichutko kobieta. – Wystraszysz Alicję.
–
Przepraszam.
– Tomek wyminął mnie, by pocałować żonę w policzek i dziecko
w czoło.
Po
tych dwóch minutach, mogłem z całą pewnością uznać, że był
dobrym ojcem i dobrym mężem, albo że przynajmniej się starał
takim być i udawało mu się to na tyle, by mnie przekonać do
swojej transformacji. Pamiętałem go jako dzieciaka, takiego pseudo
gangsta co się szlajał za wielkimi szychami, z nadzieją na dobry,
łatwy i szybki zarobek.
–
Pójdziemy
już – zadecydowałem, a potem przystanąłem. – Skąd ten hałas?
– Wskazałem na podłogę palcem.
– Z
dołu. Policja jest u mojej siostry.
– I
tak słychać?
–
Taka
akustyka – wyjaśnił. – Zamknę za wami drzwi.
–
Życzę
szczęścia – powiedział Antek do Tomasza, podczas wychodzenia.
Weszliśmy
do małej kuchni, w której roiło się od naczyń i pustych opakowań
po ciastkach i jogurtach. Oczywiście były też puszki i butelki po
napojach, często alkoholowych.
–
Czy
znasz Rolexa? – zapytałem wprost.
Domi
siedziała na kanapie, popijała piwo i patrzyła się na mnie,
jakbym mówił po fińsku.
–
Myślisz,
że zna Rolexa? – zdziwił się Karpiński.
–
Ja
wiem, że go zna – odpowiedziałem pewnie i stanąłem naprzeciw
kanapy.
Chyba
wkurzyłem Dominikę, bo zasłoniłem jej telewizor i usilnie
próbowała się tak wychylić, by móc dalej wgapiać się w
plazmowy ekran.
–
Mówi
ci coś ksywka Rolex? – dopytywała Tamara.
–
Może.
–
Nie
ma może! – warknąłem i podszedłem. Pochyliłem się nad stołem
i zbliżyłem do niej swoją twarz. – Kryspin Cartier, dawniej
Maciejewski, o ksywie Rolex. Znasz go?
–
Nie
wiem, muszę się zastanowić. – Wzięła lusterko do ręki i
waciki kosmetyczne. Zmywała rozmazany pod oczami makijaż.
–
Czy
cię w ogóle obchodzi dziecko!? – wrzasnąłem i nie wytrzymałem.
Przypieprzyłem pięścią o stół.
–
Obchodzi,
to mój syn – odpowiedziała bez cienia emocji w głosie.
–
To
dlaczego nie współpracujesz?
–
Współpracuję.
Policja już mnie przesłuchiwała tyle razy, że wszystko mi się
miesza – poskarżyła się, ale ja ani trochę jej nie żałowałem.
–
Posłuchaj
Domi. – Usiadłem obok niej. – Cartier to niebezpieczny typ.
Zamieszany nawet w sprzedaż organów. On może właśnie w tej
chwili kroić twoje dziecko.
–
Nie
wiem który to – upierała się przy swoim.
–
Wiesz.
Wiesz, który to, bo ja też wiem. Bo oboje go znamy.
– A
skąd ty znasz takich typów? – zapytał się Karpiński.
–
Znam
i już.
–
Czemu
ich nie zamknąłeś? – dopytywał.
–
Bo
nic na nich nie mam, oprócz plotek i przypuszczeń, poza tym nie
robię w dragach i w handlu dziećmi – wyjaśniłem ostro,
spoglądając na niego z dołu. Jednocześnie wkurzałem się, że on
na mnie patrzy z góry.
–
Od
dziś robisz, jeśli on ma Kacpra.
–
Jeśli
on ma Kacpra, to Kacpra już nie ma – powiedziałem pewnie i ostro
zarazem. – Dominika, dalej, otwórz się jak biblia na wiernych.
–
Czasami
przewoziłam dla niego towar – przyznała i w końcu skupiła uwagę
na mojej twarzy.
–
Narkotyki?
– zapytała Tamara.
–
Nie,
mydło i proszki do prania. Oczywiście, że narkotyki! – warknęła
i chyba podobnie jak ja, ubolewała nad niekumatością niektórych
ludzi.
–
Za
co to robiłaś?
–
Za
kasę albo za działkę.
–
Orżnęłaś
go – wtrącił się Antek.
–
Nie!
– zaprzeczyła Domi, ale jej reakcja była tak udawana, jak gra
aktorska w Trudnych sprawach.
–
Wiemy,
że tak, powiedz tylko na ile – wtrąciłem się.
– A
czy to, kurwa, ważne!?
Nie
wytrzymałem, uderzyłem ją z liścia w twarz. Nie lekko,
wystarczająco mocno, by odczuła, ale też nie na tyle mocno, by jej
kły wybić.
–
Nic
nie widzieliście – warknąłem do kolegów po fachu i koleżanki.
Wszyscy,
jak jeden mąż, odwrócili się do nas plecami i zaczęli ze
skupieniem rozglądać się po ścianach oraz suficie. Chwyciłem
Domi za podbródek.
–
Na
ile go, kurwa, orżnęłaś? – zapytałem spokojnie, bardzo powoli,
by mieć pewność, że moje słowa do niej trafiają, a nie odbijają
się echem w jej pustym łbie.
Przewróciła
oczami. Uderzyłem ja po raz drugi.
–
Bez
takich i odpowiadaj, bo będę tak robił do skutku – uprzedziłem.
– Na ile go orżnęłaś? – powtórzyłem pytanie, bo zdawałem
sobie sprawę, że prochy pewnie tak już jej wypaliły mózg, że
nawet nie pamięta o czym toczy się między nami rozmowa.
–
Trzydzieści.
–
Trzydzieści?
Czego trzydzieści? Trzydzieści setek?
–
Trzydzieści
tysięcy – odpowiedziała i dopiero wtedy, gdy ją puściłem, ona,
z opóźnionym zapłonem, przyłożyła dłoń do swojego
poczerwieniałego policzka.
–
Jak
to zrobiłaś? – zapytał Antek, odwracając się ponownie w naszą
stronę.
–
Ja
nie brałam w tym udziału, tylko Seba. Ja do teraz czekam na
gotówkę, ale go wcięło.
–
Seba?
Myślałem, że przewoziłaś koks z Damianem – zdziwiłem się i
starałem jednocześnie połączyć wszystkie fakty.
–
Damian
tego dnia nie mógł. Miał sesje zdjęciową do kolekcji odzieży.
Możecie to sprawdzić – zaproponowała, wielka, kurwa znawczyni.
–
Oczywiście,
że sprawdzimy – odpowiedziałem i wyszedłem z mieszkania,
trzaskając za sobą drzwiami.
Byłem
tak wkurwiony, że nawet zdarzyło mi się zapomnieć o Antku, ale
ten sam mnie dogonił.
–
Nigdy
się tego po tobie nie spodziewałem – rzekł, jednocześnie
pakując się do auta.
–
Czego?
– zapytałem, otwierając drzwi po mojej stronie. Zasiadłem na
miejscu kierowcy i wyczekiwałem odpowiedzi.
–
Tego,
że uderzysz kobietę.
–
To
nie kobieta. Wysprzedała z tego domu, wszystko co się dało. Tam
jest jeden, wielki chlew.
–
Może
się ogarnie – rzekł z nadzieją w głosie rudzielec.
–
Może.
Właściwie oby. Ogarnie się tylko, jeśli Kacper wróci, bez niego
utonie w bagnie – zaprorokowałem.
Zrobiłem
głośniej, bo nie miałem już siły o tym rozmawiać. Postanowiłem,
jak najszybciej odszukać Sebastiana, ale nigdzie go nie było, w
żadnym barze, parku, domu. Poddałem się i obrałem kurs na swoją
dzielnice. Zaprosiłem Antka na kawę, widząc, że oczy to mu się
kleją jeszcze bardziej niż mnie. Majka wypytywała czy już coś
wiemy o Kacprze. Nie miałem dla niej dobrych wiadomości, właściwie
nie miałem żadnych wiadomości, ale coś jej przecież powiedzieć
musiałem. Zdecydowałem się na:
–
Sądzę,
że ktoś chce wymienić Kacpra na trzydzieści tysięcy, które
Dominika ukradła wraz z Sebastianem. Sądzę, że zadarła z
nieodpowiednimi ludźmi.
Uhm... Cześć.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zainteresuje cię moja opinia, ale skoro już tu trafiłam, to coś od siebie napiszę.
Mimo iż nie lubię "polskich opowiadań", chodzi mi tu bardziej o imiona bohaterów, tak jakoś nie mogę ich zcierpieć, to to opowiadanie bardzo mnie zsinteresowało. Wczoraj miałam wziąć się za prolog, ale z czasem się nie wyrobiłam i tak dziś sobie tutaj wchodzę, a tu rozdziały. Jak miło ;)
Może przejdę do fabuły:
Patryk, na początku strasznie mnie gościu irytował. Ale czytając komentarze pod prologiem wnioskuje, że nie tylko mnie.
Dopiero po porwaniu Kacperka tak jakby oprzytomniał. Zaczął interesować się sprawą, jakoś w nią ingerować. Nie zachowywał się tak bezdusznie jak na początku. Dlatego też, zyskał u mnie parę punktów dodatnich.
Prawdę mówiąc już się pogubiłam w tych ludziach, do których Patryk i Antek jeździli. Tak, ja i moje czytanie ze zrozumieniem. Chyba powinnam zrobić sobie coś na wzór dzrzewka genealogicznego.
Dominika jest bardzo nieodpowiedzialną babką. Zostawić dziecko i iść do jakiegoś baru ćpać. Albo zabierać je tam ze sobą. O zgrozo. Dobrze, że Ci co tam biorą te świństwa, jak twierdzą, nic nie zrobili Kacperkowi. Cóż, tak to jest w naszych czasach.
Nie wiem czy cokolwiek z mojego komentarza zrozumiałeś, ale okej.
Miłego dnia. W wolnej chwili zapraszam do siebie.
Ż.J
Zapomniałam o szablonie. Prostu, podoba mi się. Ten motyw skulonrgo dziecka w p
OdpowiedzUsuńrobi - bomba. Takie pytanie: sam robiłeś czy gdzieś zamówiłeś?
Wam, sam. Z jakiegoś obrazka z google. I spokojnie, nie pogubiłem się. Zrozumiałem wszystko, a osób naprawde jest dużo, ale tak miało być i opowiadanie jest bardzo szybkie, z małą ilością opisów.
UsuńPozdrawiam i postaram się po pracy zajrzeć.
Tomek mieszka piętro nad Dominiką – zabranie więc dziecka, kiedy ta wyszła, nie byłoby dla niego żadnym problemem. Co jednak z nim zrobił, przypuszczając, że był to on? Ten człowiek jednak wzbudza we mnie zaufanie, przez co wątpię, że to właśnie on mógłby zabrać małego… Choć, trzymając się tej wersji, on zabrałby go, żeby dać mu lepsze życie, nie skrzywdzić.
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam scenę z Dominiką, tylko utwierdziłam się w mojej wcześniejszej opinii. Syn zdaje się ją nie interesować w najmniejszym stopniu, więc być może naprawdę wie, gdzie się znajduje. Ewentualnie jego zniknięcie jej całkiem na rękę.
Swoją drogą, Rolexa też ładnie trzasnęła. Facet więc ma powody do zemsty, obawiam się jednak, czy zrobiłby to tak „po cichu”. Choć, do niej może i nie zrobił, kto wie, przecież taka prawdy Ci nie powie. Cieszy mnie chociaż fakt, że Patryk się nad nią nie rozczulał, tylko próbował wyciągnąć coś sensownego. Coraz bardziej lubię te postać, wydaje mi się myśleć najtrzeźwiej.
Gdyby nie Patryk, to ten Karpiński i jego partnerka dalej by tkwili w niewiedzy, Dominika dalej by ich okłamywała. Teraz przynajmniej wiadomo, że naprawdę orżnęła Krisa na większą kasę. Zastanawia mnie jedno, czy ona mówi prawdę, że to Sebastian Przybylski ma tą ukradzioną kasę, czy kłamie i czeka aż sprawa przycichnie, a na Sebę rzuciła podejrzenie?
OdpowiedzUsuńNiby Tomek mieszkając tak blisko siostry i znając jej zwyczaje miałby wiele razy sposobność, żeby zabrać Kacperka, ale jakoś nie mogę w to uwierzyć, bo jeśli chciałby dać nauczkę siostrze, to myślę, że mały by się już odnalazł. Nie sądzę że mógłby zrobić coś złego Kacperkowi, widać jak bardzo kocha swoja córkę, Kacperka też kocha, więc by go nie skrzywdził. Poza tym gdzie by go ukrył? Chyba, że miał już tak bardzo dość patrzenia na to jak Dominika krzywdzi swoim zachowaniem synka, a że nie mógł zrobić nic, żeby zgodnie z prawem odebrać jej małego i postanowił jej go zabrać. Ale przecież sam nie mógłby go zatrzymać w takiej sytuacji, oddał go komuś?
Chciałabym skrytykować Patryka zachowanie odnośnie Dominiki, bo nie miał prawa jej bić, ale mnie samej chyba też puściłyby nerwy, gdybym była na jego miejscu, choć starałabym się trzymać na wodzy, ale gdyby chodziło o dziecko z najbliższej rodziny, to nie, nie trzymałabym wodzów, a puściła lejce i zatłukła taką... pożal się Boże matkę. Nie ma też co ukrywać, że Patryk to glina i on się tak często ściera z tym brutalnym światem, że aż ten brutalizm do niego samego przeciera. Nie żyjemy w serialu typu Kryminalni i policjanci jednak nawet na zeznaniach biją pałką poprzez książkę telefoniczną...
OdpowiedzUsuńI teraz co? Dadzą kaskę, a ktoś im da Kacperka i po ptakach? Nie sądzę, by to opowiadanie było aż tak proste. Znam cię już trochę i nie zrobiłbyś tak przewidywalnego zakończenia.