Rano
odebrałem telefon, to był jakiś zniekształcony głos, ale
przeczuwałem, że to Aleks. Szczerze, to się ucieszyłem, bo już
zaczynałem powątpiewać, że mój plan się powiedzie, a Olek i
Rolex byli jedynymi punktami zaczepienia. Innego nie mieliśmy, a
więc to oni byli ostatnią nadzieją na odzyskanie małego Kacperka.
–
Dziś,
dwudziesta czwarta, żadnych glin, tylko ty i ten kumpel. Oddam wam
bachora i tak mam go już dość, ciągle ryczy. Miejcie z sobą
kasę.
Pojechałem
z dobrą wiadomością do Dominiki, a kumplom z komendy nadal nie
przyznałem się, że mam pieniądze i w ogóle, że robię to co
robię, że coś planuję. Musiałem sprawić, by Domi też milczała,
dlatego postanowiłem dać jej nadzieję. Niech wie, że od jej
trzymania dzioba na kłódkę, zależy życie jej jedynaka.
–
Jasne,
nic nie powiem – odpowiedziała przez łzy. Trzęsła się i widać
było, że jest na głodzie.
Siedziałem
naprzeciw niej i żułem gumę. Zastanawiałem się czy nie bierze,
bo już nie ma za co, czy może postanowiła w końcu rzucić to
gówno w pieruny.
–
Obiecaj
mi, że Duszek wróci cały i zdrowy. Przysięgnij, że go odzyskasz.
–
Zrobię
wszystko co w mojej mocy – odrzekłem. – I jeśli go znajdę, to
ci go oddam – dodałem po chwili, ledwie trzymając się swojej
pozornej twardości, bo poczułem jak łzy napływały mi do oczu.
–
Ja
się zmienię, będę przykładną matką. Koniec z prochami i
alkoholem. Znajdę legalną pracę. On będzie ze mnie dumny, tylko
przysięgnij. – Klękała przy mnie, gdy to mówiła, a ja poczułem
się dziwnie, bo nie nawykłem do tego, by kobiety padały przede mną
na kolana.
Nawet
moja własna żona, jak mi obciągała ustami, to nie na klęczkach,
a zwyczajnie, tak po małżeńskiemu, gdy w łóżku leżałem.
–
Przysięgam
– odpowiedziałem i usiadłem na ziemi. Przytuliłem ją do piersi
i pozwoliłem się wypłakać, bo to w sumie jedno co potrafiłem,
czyli przytulić i milczeć. W gadaniu, by pocieszyć, nie byłem
najlepszy, a właściwie to byłem w tym całkiem marny.
O
dwudziestej czwartej wszystko było gotowe. Wcześniej jeszcze
dostaliśmy SMS-a z miejscem wymiany. Poszliśmy we dwóch do tego
lasu, w środku którego było głębokie jezioro, otoczone
wielgachnymi, ułożonymi jeden na drugi kamieniami. Oczywiście
jezioro było ogrodzone linkami i tabliczkami, informującymi o
zakazie wstępu, gdyż groziło upadkiem z wysokości lub utonięciem.
Kiedy wspinałem się na skałki, wraz z Antkiem, po zostawieniu
pieniędzy tam gdzie kazali, zastanawiała mnie jedna rzecz i
wypowiedziałem ją na głos:
–
Jak
oni przyprowadzą tutaj dziecko?
Rozległa
się strzelanina. Padliśmy na ziemię i staraliśmy się bronić
strzałami, choć szczerze to nie mieliśmy bladego pojęcia, w
którym kierunku je oddawać.
Usłyszeliśmy
płacz dziecka, następnie plusk i kilka krzyków. Antek zdjął
koszulkę i skoczył do wody, bo dostrzegł tam jakąś maskotkę,
gdy poświecił latarką. Nie wiedział… nie czuł… nie myślał…
nie wiem, ale był postrzelony. Nie dał rady wypłynąć, a ja nie
pomyślałem, by iść mu na ratunek. Nie wiedziałem, że się topi,
bo byłem zajęty obroną własnej dupy. Poza tym naprawdę kiepsko
pływałem. Tego dnia żona Antoniego Pawlaka została wdową, a
trzymiesięczny Filip sierotą.
Tamtego
dnia nie tylko żona Antka straciła męża i nie tylko jej syn
stracił ojca. Aleks został postrzelony w ramie, wezwałem karetkę.
Zabrali go do szpitala. Był poddany ciężkiej operacji, bo okazało
się, że padł też inny starał, który przebił płuco. Nie
wiedziałem czy przeżyje i miałem to gdzieś, ale Amanda płakała.
Cartier
zginął w drodze do szpitala. Osierocił troje dzieci. Żona
rozpaczała. Nie miała pojęcia czym zajmuje się jej mąż, choć
byli z sobą tyle lat... niemal dekadę małżeństwem, a ile znali
się wcześniej, to o tym nawet ja nie miałem pojęcia.
Ciała
Kacpra Sommersa nie odnaleziono, pomimo prób specjalnej ekipy, tej
takiej od nurkowania. Został po nim tylko przyjaciel-Rex.
Mały, pluszowy miś z grzechotką zaszytą w brzuchu. Mokry od
brudnej wody.
Mnie
zwolniono dyscyplinarnie i wytoczono sprawę za niewłaściwe
działanie bez zezwolenia, a nawet za użycie broni bez ostrzeżenia,
bo nie oddałem pierwszego strzału w niebo, a to moja kula zabiła
Rolexa.
Dominika
zaczęła ćpać jeszcze więcej, a Majka chodziła struta i płakała
w wolnych chwilach. Myślę, że nie umiała mi wybaczyć, że ją
zawiodłem.
Czasami
wyrzucała mi, że nawet jej nie powiedziałem o tym poronionym
planie, że ona byłaby przeciwna, że pewnie pogadałaby z Amandą,
a ta wpłynęła na męża i Aleks sam oddałby nam Kacperka.
Tłumaczyła, że wtedy nie byłoby trupów.
Na
naszej komodzie, w salonie, stało zdjęcie w ramce z czarną wstążką
w lewym, dolnym rogu. Zdjęcie małego, niespełna trzyletniego
chłopca, ubranego w granatową koszulę, żółtą muszkę i
czerwone szelki w białe kropki. Był uśmiechnięty… takim
chcieliśmy go pamiętać.
Nie podoba mi się ten rozdział, najpierw jak przeczytałam, że skontaktowali się z Patrykiem i chcą wymiany to pomyślałam, że wszystko ma się już ku dobremu zakończeniu. I że pomimo, że Domi moim zdaniem nie zasługiwała na to, żeby jej oddać synka, to jednak nie zasługiwała na to żeby go w ten sposób stracić na zawsze.
OdpowiedzUsuńPrzez chciwość, kasę, prochy, tyle osób straciło życie i o tyle, że nie żal mi Rolexa, to jednak żal mi jego żony i dzieci, a przede wszystkim żal mi Antka, jego żona została wdową, a kilkumiesięczny synek sierotą. Aleks też nie wiadomo czy przeżyje, ale Amanda rozpacza, tyle zła przez kasę.
Patryk też poniósł konsekwencje, nie tylko stracił pracę, którą kochał, ale też małżeństwo mu się sypie. Ja wiem, że Majce tak jest łatwiej, obwinia go, ale uważam, że nie ma racji, Patryk zrobił wszystko co tylko mógł dla Kacperka.
Boże, po tym co się tutaj nadziało, to ja muszę przerwać czytanie i iść spać. Załamałeś mnie. Jak mogłeś uśmiercić Kacperka! Powrócę pewnie rano i przeczytam kolejne rozdziały i pewnie w każdym komentarzu będę na ciebie krzyczała o to, że uśmierciłeś tego maluszka! No i na dodatek Antek, co on zawinił, co? Miał synka, żonę, a teraz... z żony wdowa, z dziecka sierota. E tam. Pokryjesz mój rachunek od psychiatry, bo mnie pewnie niedługo w jakąś depresję wpędzisz.
OdpowiedzUsuń