czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 8 - To mafia

Odstawiłem Majkę do domu, bo postanowiłem Dominikę samemu już odwieź, by Mai nie narażać dłużej na jej widok. Blondynka rozkleiła mi się w samochodzie. Opowiadała o tym jak trudno jest żyć samemu i utrzymać małego chłopca oraz siebie w tym, pieprzonym, mieście pełnym bezrobocia.
To cię nie usprawiedliwia – oznajmiłem bardzo poważnie.
Wiem, ale czy oni dali mu jeść?
Przez moment nie wiedziałem co ona pierdoli i nawet przeszło mi przez myśl, że być może coś wciągnęła ukradkiem, gdy nie widziałem i teraz ma jakieś zwidy czy omamy.
Gdy kładłam go spać był głodny – dopowiedziała po chwili i zrozumiałem, że mówi o synku. – Powiedz mi, że dali mu na śniadanie jego ulubioną kaszkę i włączyli Power Rangers, uwielbia ten film, tak jak Tyler.
Nie mogę ci tego powiedzieć, bo nie wiem! – warknąłem. Nie zamierzałem jej czynić złudnych nadziei, a na słowa otuchy, moim skromnym zdaniem, nie zasługiwała ani trochę. – Odstawie cię do domu. Karolina niech z tobą posiedzi. Jakby coś się działo, to wezwij gliny. Tylko pierw daj mi kasę.

Dominika wyjęła pieniądze i wpakowała je do małego, damskiego plecaczka. Wziąłem gotówkę i podjechałem po Antka.
Nie możemy jechać do Cartiera z pieniędzmi. Powystrzela nas, a kasę gwizdnie i pójdzie dylu – wyjaśnił, rozgorączkowany zapinając bluzę na gołe ciało. Spodnie miał wciągnięte na spodenki od piżamy i to takie podciągnięte nad pępek.
Daj spokój. Co innego mamy zrobić?
Wezwać kryminalnych – oznajmił jakby to była najoczywistrza oczywistość.
Jeszcze zrobi się strzelanina i dzieciak ucierpi. Wierz mi, lepiej się z nim dogadać.
Nie możemy iść z gotówką, wystarczy, że powiemy, że ją mamy, a pewnie będzie po nas – wyrokował swoim czarnowidztwem.
Tu masz racje. Zostawimy forsę u ciebie, a Karpiński i ta cała Tamara nie muszą o tym wiedzieć. W ogóle mają o tym wszystkim nie wiedzieć.
Stracimy przez ciebie robotę – stwierdził nieuprzejmym tonem, jakby już miał dosyć moich dobrych pomysłów, a ja przecież się dopiero rozkręcałem, bo w sumie to nawet jeszcze roku razem nie przerobiliśmy.

Wsiedliśmy do samochodu bez gotówki. Dla nas obu było po równi niepojęte, jak życie chłopca może być warte trzydzieści tysięcy. Pod adresem, w którym ostatnio widziano Cartiera, nie było nikogo. Pojechałem więc do Aleksa, mając świadomość, że tych dwoje chyba od zawsze razem współpracowało, jeszcze jako takie szczyle, zamieszkujące wspólnie jeden pokój w domu dziecka.
Zadzwoniłem do furtki, a cały ogród nagle się oświetlił, jakby co najmniej Wielkanoc była, albo jakieś Boże Narodzenie. Nawet ciuchcia z wagonikami, zaczęła jeździć na około fontanny. Domyśliłem się, że to pewnie zabawka chłopaków. Aleks już tak miał, że rozpuszczał ich wypasionymi gadżetami, które dzieciakom w ich wieku, ani trochę nie były potrzebne.
Amanda podeszła do nas, w samej skąpej piżamce. Nie było się co jej dziwić, w końcu była czerwcowa noc.
Ja do Aleksa. My do Aleksa – poprawiłem się szybko.
Nie ma go – odrzekła. Miała śliwę pod okiem, tym razem znacznie bardziej widoczną, jakby ktoś jej konkretnie poprawił.
Wiesz gdzie możemy go znaleźć? – dopytywałem.
Wzruszyła ramionami, zacisnęła usta w wąską kreskę i pokręciła powoli głową.
Nie mam bladego pojęcia. Być może ma dyżur w szpitalu albo siedzi w jakimś klubie, może rżnie w karty w jakimś domu czy piwnicy. Nie wiem gdzie macie go szukać, ale jak już znajdziecie, to powiedzcie, że zapasy w lodówce się kończą i niech z łaski swojej zrobi zakupy, bo chłopcy nie mają już Kubusiów.
Oczywiście. – Uśmiechnąłem się do niej ciepło. – Jakby pojawił się w domu, zadzwoń. Znasz mój numer.
Tak, gdzieś nadal go mam – odparła z dziwną nostalgią w głosie, choć oprócz jednego, jedynego pocałunku, wykonanego po pijaku, to nigdy nic więcej nas nie łączyło.

Ponownie wsiedliśmy do samochodu i dla odmiany, choć raz nie szukaliśmy Kacpra, a właśnie rozpoczęliśmy poszukiwania Aleksandra Górskiego. Zaczęliśmy od szpitala. Już na parkingu, podsłuchaliśmy ciekawą rozmowę dwóch pielęgniarek.
Znalazłam receptę w gabinecie lekarskim – oznajmiła ta pierwsza.
Co w tym dziwnego? – pytała ta druga.
Starałem się nie wychylać przez okno, tylko schylić możliwie jak najmocniej, nadstawić uszu i słuchać.
Podpisał ją Górski, ale była wystawiona na dziecko, które wyjechało z rodzicami za granicę.
Może przyjechali w odwiedziny do Polski? – gdybała ta druga, ta o wiele ładniejsza od swojej koleżanki.
Sprawdziłam to, zadzwoniłam i zamówiłam się wypełnieniem jakieś ankiety, którą pominęliśmy. To dziecko nadal przebywa w Berlinie. Poza tym Górski jest neurologiem, a lek był wypisany na astmę.
To on, miałeś intuicję – pochwalił mnie Antek.
Nie słuchaliśmy już tych siostrzyczek, tylko wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do nich. Zapytaliśmy o dyżur pana Aleksandra Górskiego, który jest poszukiwany… oczywiście nie przez policje, a przez długoletniego przyjaciela, ponieważ w jego domu doszło do pożaru.
Coś poważnego się stało? – zapytała blondynka.
A co, martwisz się o ukochanego doktorka? – rzuciła z sarkazmem brunetka.
Panie, przestańcie. Nic się nie stało, ale firma ubezpieczeniowa potrzebuje hasła. Jego żona jak to kobieta, nie ma głowy do numerków.
No, ona to tylko wydawać umie – skomentowała ta czarna.
Zagryzłem zęby, bo choć o Amandzie nie miałem całkiem dobrego zdania, to gdzieś w tym wszystkim uważałem, że skoro potrafiła tyle w życiu Olkowi wybaczyć, to to jednak musi być jakiś rodzaj miłości, a nie czysty materializm i chęć zaznania luksusu oraz wygody za czysty frajer. Chociaż, czy w życiu w ogóle istnieją inne zasady, niż niepisane, ale i tak wszędzie obecne, coś za coś?
Górski ma trzy dni wolnego. – W końcu padła odpowiedź.
Wróciliśmy więc z Antkiem do samochodu i szukaliśmy dalej.

W końcu nam się udało. Górski siedział w Vipie i podziwiał pannice kręcące dupkami na rurze. Popijał przy tym alkohol, warty tyle co moja trzydniówka, ale co tam… gangsterowi przecież się należy, choćby za tak stresujący zawód.
Przysiadłem się.
To prywatne przyjęcie – oznajmił, nawet na mnie nie patrząc.
Wierzę, że lubisz być z panienką, czy też z panienkami sam na sam, ale niestety, jak już tu jestem, to tak łatwo nie wyjdę.
Jak zechcę, to ochrona cię wyrzuci – odpowiedział i rozwalił się jeszcze bardziej na tej kanapie, którą teraz oboje zajmowaliśmy. – Chcesz? – zapytał wyciągając paczkę fajek w moją stronę. Były mentolowe, więc domyśliłem się, że należały do Amandy, bo Aleks to chyba nawet nie palił, przynajmniej nie za czasów kiedy go jeszcze znałem i na swój sposób szanowałem.
Nie, nadal nie palę – odpowiedziałem.
A ty, młody?
Dziękuję – odpowiedział Antek i wziął jednego.
Laska. – Aleks przywołał jedną ze striptizerek do siebie. Ta podeszła, a on wypłacił jej tak solidnego klapsa, że aż mnie zabolało od samego patrzenia. – Ruszaj się jak należy, a teraz zabieraj się do baru i wróć z ogniem dla tego młodego człowieka.
Okay – odpowiedziała i posłusznie opuściła viproom, by po minucie wrócić z zapalniczką.
Przez okres trwania tej minuty, my nie zdążyliśmy dojść do niczego konkretnego.
Kupę lat mnie tutaj nie było – wspomniałem na głos.
Nieco ponad rok – odpowiedział skrzywiony, farbowany blondyn.
Masz odrosty – napomknąłem.
A ty, oczywiście, przyszedłeś tutaj gawędzić o moim pi arze?
Ara to taka papuga, kolorowa, o ile mnie pamięć nie myli.
I gadająca – podpowiedział Olek.
Właśnie i ja chciałbym, byś w taką papugę się na moment zamienił, i zaczął gadać.
O czym?
Może o tym, jak zakatowałeś niewinnego chłopaka, który nawet cię nie okradł, bo dostał delirki i z przewozem zastąpił go ktoś inny.
Nie wiem o czym mówisz.
O Sebastianie Przybylskim.
Zmarł? – zapytał z cynicznym uśmieszkiem niewiedzy, sztucznie wymalowanym na ustach.
Tak. Nie udawaj zdziwionego.
Mam być smutny czy płakać ze szczęścia?
Masz powody do radości? – dopytywałem.
Oczywiście, jednego ćpuna mniej. Pieprzeni dilerzy teraz są wszędzie. – Aleks złapał dłonią za materiał własnej koszulki na klacie. – Boję się o przyszłość moich dzieci. – Niemal miał łzy w oczach, gdy to mówił. Po chwili jednak się zaśmiał.
Nie udawaj, wiem, że to ty go zabiłeś.
Nic nie wiem o zabójstwach. Jestem szanowanym lekarzem i właścicielem prestiżowych klubów nocnych, a nie zabijaką. Jednak jeśli ktoś mnie okradł i nie żyje, to chyba mam prawo wznieść toast za sprawiedliwość, nie sądzisz? – Nie czekał na odpowiedź. Podniósł rękę do góry i pstryknął. – Lauro, szampan, najdroższy.

Cześć – rzekł Kryspin, który nagle pojawił się znikąd i usiadł naprzeciw mnie w fotelu. – Kim są panowie?
Chyba naszymi przyjaciółmi. Powiedzieli, że nie żyje ktoś kto nas okradł. Wrogowie przecież nie przynieśliby nam tak dobrych wieści, prawda Patryku? – zapytał.
Ach, ci życzliwi koledzy – powiedział z westchnieniem Rolex i przejął od Laury kieliszek, ja także się napiłem.
Aleks swojego drinka odstawił na czarny stolik, na którym posypane były kreski, jakby zostały wcześniej przygotowane na zaś, na w razie czego, jakby któregoś naszła nieodparta ochota sobie wciągnąć.
Cartier się nie krępował. Odkurzył drogą kokę, jakby to był proszek warty kilkanaście złotych. Dziwiłem się, jak mógł wpuścić w kanał dwie stówki, ale przecież gangsterów na to stać. Nie mają co robić z pieniędzmi, to szaleją i wariują.
Chcemy wymienić waszą kasę na małego Sommersa – odezwał się w końcu Antek.
Interesy widzę. Mało mnie one. Pójdę do panienek. – Rolex wstał, a w jego srebrnej marynarce od najnowszych i najmodniejszych projektantów, odbijały się wszystkie światła. Wyszedł.
Mam gdzieś co zrobiłeś i co robiłeś, i też to co będziesz robił. Możesz mieć swoje dziwki, koks, nielegalne ruchy w tym mieście. Tacy jak ty, wcześniej czy później, ale zdychają sami. Jednak teraz proponuje ci układ. Odzyskasz pieniądze i oddasz dzieciaka. Pozbędziesz się kłopotliwego trzylatka i jeszcze na tym zyskasz – przekonywałem.
Zaraz, zaraz. Ty chcesz kupić dziecko? – zapytał rozbawiony. – Idź do mojej żony, ma tak dość Patrysia, że zapewne ci go sprzeda… pewnie nawet dopłaci, abyś go sobie zabrał
Bardzo zabawne. Oddaj Kacpra, nikomu nie powiem, że był u ciebie. Udam, że znalazłem go w parku, w jakiś krzakach, że się błąkał. Wtajemniczeni są tylko dwaj z posterunku, zatkam im dzioby.
Myślałem, że psy mają pyski – udzielił się znowu tym sarkastycznym tonem.
Aleks, naprawdę mam w dupie twoje dziwki i prochy, chodzi mi tylko…
Stój, czekaj, czekaj. – Olek wyciągnął srebrny rewolwer zza spodni. – Podwiń koszulkę.
To całkiem nie w moim stylu – stwierdziłem i z załamaniem oparłem się o oparcie kanapy.
Podwijaj i nie skoml jak szczenie.
Proszę, zadowolony? – zapytałem, odsłaniając gołą klatę.
A kolega się rozepnie – rozkazał i zamachał spluwą, jakby chciał Antka w ten sposób ponaglić.
Rudy rozpiął bluzę i nawet nie trudził się z jej ponownym zapinaniem.
Zadowolony, nie mamy przy sobie podsłuchu! – uniosłem się, bo już zaczynało mnie irytować takie marnotrawstwo czasu. Chciałem w końcu mieć jasną i klarowną sytuacje. Wiedzieć czego mogę się spodziewać i chociaż domyślać się co mam dalej robić.
Rozmontuj telefony, obydwa. Kolega także – rzucał dalej rozkazami Aleksander.
Kurwa, jakie cyrki odpierdalasz – zamarudziłem, ale posłuchałem go i wyjąłem baterie, zarówno z LG jak i z Noki, bo w tej chwili Kacperek był najważniejszy.
Antek także wykonał polecenie.

Wrzuć mi kasę do skrzynki na listy, a może dzieciak będzie jeszcze żywy i nietknięty. Wiesz ile pedofilii jest w tym mieście? Kto wie, może jak jego mamuśka odkupi winy, to bachorek się znajdzie. – Aleks uśmiechnął się z wyższością i przybrał taki wyraz twarzy, jak najgorsi sadyści na filmach.
Nie wytrzymałem, wyjąłem broń z kabury i wymierzyłem w kogoś, kto kiedyś był moim przyjacielem.
Antek, wyjdź, nie będziesz tego widział.
Oszalałeś?! – uniósł się.
Wypierdalaj! – wrzasnąłem tak głośno, że chyba mnie na całą ulicę, a i ze dwie dalej było słychać.
Jak sobie życzysz. – Rudzielec z niezadowoleniem, ale opuścił pomieszczenie.
Strzelisz do mnie? – zapytał Olek rzeczowo, tak bardzo konkretnie.
Ty też do mnie mierzysz. Mierzysz do policjanta. – Wskazałem brodą na jego srebrny rewolwer.
Już nie mierzę. – Aleks odrzucił broń na bok. – Co Patryś? Zabijesz mnie? – dopytywał.
Nawet nie wiesz z jaką przyjemnością bym to zrobił – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Wstałem od stolika.
Olek także wstał. Wzniósł ręce do góry i odwrócił się tyłem do mnie.
Strzelisz staremu kumplowi w plecy? – spytał, kładąc dłonie na kark. – A może mnie aresztujesz, jak podrzędny, uliczny kundel? Myślałem, że masz więcej klasy, że jesteś ostrzejszy.
Nie bał się, jakby wiedział, że nie wykonam strzału. W końcu odwrócił się do mnie przodem. Podszedł tak blisko, że lufa mojego Glocka dotykała jego klatki piersiowej. Złapał mój nadgarstek i nakierował broń na serce. Spojrzał w moje oczy, tymi swoimi błyszczącymi szmaragdami:
Strzel, bo choć kocham nienawidzić życie, niczym doktorek Hause, to możesz mi je odebrać, możesz poczuć się Bogiem i to będzie piękna chwila. Jednak, stojąc naprzeciw mojej żony i dzieci, to ty będziesz musiał spojrzeć im w oczy, i powiedzieć twój mąż i ojciec twoich dzieci nie żyje. Będziesz potrafił to zrobić, Patryku?
Amandzie byłoby sto razy lepiej bez ciebie – stwierdziłem.
Jeśli naprawdę tak myślisz, to oddaj strzał. Tylko jedna kula, w to miejsce, umrę w pół minuty w bólu i męczarniach, będziesz na to patrzył i będziesz mógł powiedzieć sobie uratowałem świat od dilera i przestępcy, ale też będziesz zdawał sobie sprawę, że wielu dzieciakom odebrałeś świetnego lekarza, a moim dzieciakom świetnego ojca i dobrą, bogatą przyszłość. Będziesz zdawał sobie sprawę, ilu zasiądzie po nas… po mnie i Rolexie, do tego koryta. Widoki na bycie bossem pociągają niejednego i to my tych podglądaczy powstrzymujemy. Chcesz, by miasto podziurawiło się jak ser szwajcarski, podczas wojen o moje stanowisko, to strzel. No, na co, kurwa, czekasz!? Strzelaj! Trzy! Dwa! Jeden! –krzyknął, a ja nagle poczułem ciepło bólu na policzku. – Pizda jesteś, a nie glina. Niejednej dzieciak, by taką szansę wykorzystał.
Schowałem broń, a Aleks w tym czasie usiadł ponownie na sofie.
Po prostu wolę cię widzieć do śmierci za kratkami, niżeli w trumnie. Nie zasługujesz na wieczny odpoczynek od dnia dzisiejszego, a na posuwanie przez pedałów w celi.
Schlebia mi to, ale nie jestem gejem.
Nie będziesz miał wyjścia. Myślisz, że Amanda przyjdzie na widzenia małżeńskie. Jest piękna, a prokuratura dorwie się do waszego majątku. Zostanie z niczym i szybko rozejrzy się za nowym sponsorem. Może znów zacznie chlać, tak jak kiedyś, a wtedy twoje dzieciaki skończą, zapewne, nie lepiej niż Kacper Sommers.
Nie nachodź mnie więcej, Patryku, a za dzieciaka będę się modlił, bo nie widzę dla niego nadziei, skoro to ty jesteś jego ostatnią nadzieją. Nie masz szans odnaleźć go żywego. Wyjdź zanim wezwę ochronę. – Pstryknął palcami ponownie. – Laura, taniec, proszę.

Wyszedłem.
Co za skurwiel – warknąłem, wsiadając i trzaskając za sobą samochodowymi drzwiami.
Nie dobiłeś z nim targu, prawda?
Musimy czekać. Jeśli zależy mu na kasie, odda dzieciaka. Chyba, że już go komuś sprzedali za kasę... za równowartość tego co wisiała im Domi albo i za większą kwotę.
Obyś się mylił – powiedział odpalając odtwarzacz, a ja przycisnąłem gaz do dechy.
Musiałem się wyżyć na drodze, by w domu zachowywać się normalnie. Nie mogłem powiedzieć Majce, że wątpię w odnalezienie Kacpra żywego.

Musisz się dowiedzieć kim jest prawdziwy gangster
zdobywa posłuch bronią, tak żyje gangster
samotny bez nadziei, tak umiera gangster
W moim mieście znam kilku, co bardziej są jak lanser
Schowaj klamkę, pokaż duszę, opanuj żądzę
Pamiętaj że żyjemy pod tym samym słońcem.

Gangsta, schowaj kastet, schowaj nóż;
Wozisz się jak całego miasta król, zabierz swój brudny hajs
chorą banię na max, to nie dla mnie, nie dla mnie nie.
Ty schowaj klamkę, schowaj nóż;
Wozisz się jak całego miasta król, zabierz swój brudny hajs
chorą banię na max, to nie dla mnie, nie dla mnie nie.

To mafia, to mafia, biorą to co chcą i pa.
To mafia, to mafia, im więcej tym lepiej…*(10)

Wykorzystane utwory:
*(10) EWR - Gangsta

2 komentarze:

  1. Chciałabym współczuć Dominice jak rozkleiła się i płakała i zastanawiała się, czy Kacperek nie jest głodny, czy go nakarmili, ale nie potrafię, sama do tego doprowadziła.
    Przyznam szczerze, że miałam nadzieję, że to jednak nie Aleks przetrzymuje Kacperka, ale wszystko zaczyna na to wskazywać. No bo po co neurolog wypisywałby lekarstwo na astmę? To raczej nie jest zbieg okoliczności, to musiał być lek dla Kacperka, tylko szkoda, że recepta nie została zrealizowana, czy to oznacza, że nie była już potrzebna, mam nadzieję, że nie.
    Miałam nadzieję, że Patryk dogada się w sprawie wymiany pieniędzy na małego Sommersa. Może Aleks tylko tak grał, nie chciał się otwarcie przyznać, że ma małego i później jakoś skontaktuje się z Patrykiem, albo Antkiem w sprawie wymiany.
    Wcale nie uważam, że Patryk zachował się jak pizda, Olek chciał go sprowokować, cieszę się, że mu się nie udało, bo zabiłby kanalię, a poszedł siedzieć jak za człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mogę Domi winić, że nie poszła na policję i nie powiedziała tego wszystkiego co wie, bo przecież wtedy by ją zamknęli, a Kacperek trafiłby do domu dziecka i nie miałaby gwarancji, że zostałby odnaleziony, może by go zabili za to, że jego matka wsypała ich wszystkich... z takimi ludźmi nie ma żartów, a mi coś pozwala wierzyć, że ona nadal tego maluszka bardzo mocno kocha, tylko się w życiu ostro pogubiła. Mogłaby Patrykowi wcześniej zaufać i powiedzieć ile wie. On myślę, że dla małego by jej pomógł.

    OdpowiedzUsuń