środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 3 - Ten świat zszedł na psy

Antek odebrał telefon komórkowy. Rozmawiał spokojnie, przyciszonym głosem, a to oznaczało tylko jedno – kłopoty. Rudzielec się rozłączył, a ja zapytałem wprost:
Czego chciał ten kretyn?
Kto?
Boże, jak on nic nie kumał.
Chwile milczałem, czekałem aż sam zatrybi, ale na to się nie zanosiło, bo wyjął gumę ze schowka i zaczął przeżuwać. I już gdy miałem się odezwać, to Antoś w końcu przemówił ludzkim głosem:
Komendant prosił byśmy podjechali do tej jadłodajni przy komisariacie.
Chce z nami pogadać? – zapytałem, udając przestraszony ton i przerażoną minę.
Coś ty? On? On nie zniżyłby się do naszego poziomu. Powiedział, że mamy pogadać ze śledczymi. Jakimś Karpińskim i jakąś panną, ale nie pamiętam jej nazwiska. Oni nas rozpoznają.
No to jedziemy zebrać ochrzan. – Zawróciłem z piskiem opon i obrałem odpowiedni kurs.
Za co?
Za to, że ty i moja żona, przekonaliście mnie, bym mieszał się do sprawy porwania Kacpra Sommersa.
Zaginięcia – poprawił mnie Antek.
Zwał jak zwał. Dziecka nie ma, a samo raczej nie wyszło.
Skąd wiesz, że o tym chcą gadać? – dopytywał.
Bo znam ten świat. Zszedł na psy.
Czyli na nas? – zażartował.
Haha, naprawdę się uczysz chłopaku. Jeszcze trochę i będziesz naprawdę mówił moim głosem.
Wtedy, kiedy już żona mnie spakuje i wywali, to przyjdę mieszkać do was – nie zapytał, nie zaproponował, a po prostu najzwyczajniej w świecie stwierdził.
Czemu nie? Majka się ucieszy. Jak byliśmy na komedii Och Karol, to stwierdziła, że ona, to by chciała taki męski harem, by jej każdy usługiwał. Dwóch to wiesz? Zawsze mniej niż jeden.
A poważnie, myślisz, że gangsterzy nakablowali do komendanta? – ponownie powrócił do drążenia poprzedniego tematu.
Szczerze?
Tak.
To żadni gangsterzy, to obszczymurki i pionki. Narkomani zadzwonili z informacja, że psy nachodzą ich lokal, a przecież mają umowę z policją. Ten lokal funkcjonuje, bo zapewne jego właściciel, co jakiś czas, kogoś wystawia nam na wsadzenie albo innym piraniom na pożarcie.
Piranie, to prokuratorzy?
Tak.
A papugi to adwokaci?
Szybo się uczysz – pochwaliłem.
Jeszcze coś było takie od zwierzaka, ale chwilowo zapomniałem. – Lekko posmutniał.
Sępy, hieny i farbowane lisy.
Za dużo, zwolnij! – krzyknął, a ja z początku sądziłem, że chodzi mu o mój sposób prowadzenia pojazdu, więc nawet jakoś bardziej niż zazwyczaj skoncentrowałem się na drodze. – Wszystkiego na raz nie zapamiętam. Właściwie mógłbyś czasami mówić normalnie. Majka rozumie twój slang?
Jesteśmy z sobą… o kurwa – przekląłem, gdy zdałem sobie sprawę z naszego stażu.
Zapomniałeś?
Z pięć lata będzie. Tak czy inaczej, ona już nawykła. Mleczna krowa – przeczytałem napis – nasza jadłodajnia. – Wysiadłem i żartobliwie zagwizdałem na Antoniego.

Gdy weszliśmy, od razu do nas zamachał jakiś starszy facet. U jego boku była młoda kobietka, chyba stażystka. Podeszliśmy. Dziwnie się czułem, bo spodziewałem się co najmniej pretensji, a oni się normalnie z nami przywitali, nawet się przedstawili i uścisnęli nasze dłonie.
Komendant uznał, że możecie pomóc, o ile macie co wnieść do śledztwa. My mamy jeszcze dwa porwania dla okupu obsadzone.
Rozumiem, nie macie czasu szukać dziecka narkomanki i mordercy.
Matka jest narkomanką? – zapytała Tamara, nie kryjąc swojego zdziwienia.
Uśmiechnąłem się krzywo i pewnie zająłem miejsce naprzeciw tej dwójki. Splotłem ręce na klatce piersiowej i zabujałem się na krześle.
W takim razie mamy co wnieść do śledztwa – stwierdziłem.
Paliła trawkę? – dopytywał Bartosz Karpiński.
Nie wiem, ale amfę brała na pewno, może kokę też.
Nie miała śladów po igłach. Zauważyłbym – wyznał skonsternowany.
Wciągała nosem, tak się robi w tych czasach – dogryzłem staruchowi i zaczepiłem kelnerkę, by przyniosła mi colę. – Co macie?
Pedofil wyszedł z więzienia, odgrażał się, że…
Nazwisko?
Starski.
Emil? – drążyłem dalej.
Tak.
On gustuje w nieletnich dziewczynkach, a nie trzyletnich chłopcach, ale zawsze to jakiś punkt zaczepienia – przyznałem.
Na szczęście, może mały jest z nim – powiedział Antek, który chyba po chwili sam zdał sobie sprawę ze znaczenia słów, które nie przemyślanie palnął.
To nie byłoby szczęście. Ostatnim razem zabił trzy dziewczynki, uznali go za niepoczytalnego, odsiedział piętnaście lat. Głośna spraw – przypomniałem.
Musiała być bardzo głośna, skoro ją pamiętasz – dogryzł mi ten staruszek.
Ja tylko tak młodo wyglądam – odciąłem się. – Staram się dbać o siebie. – Przejąłem szklankę coli od kelnerki, popijałem i słuchałem tego, jak mozolnie im idzie śledztwo.
A wy co macie? – zapytała Tamara.
Wiemy, że większość porwań, dokonują ludzie z bliskiego otoczenia. Tego byśmy się trzymali, nie wykluczamy jednak też waszych przypuszczeń – odezwał się Antek.
Ale czy w otoczeniu tej młodej matki, byli ludzie, którzy mogliby skrzywdzić dziecko?
Sądzę, że było ich wielu – odpowiedział rudzielec, gdy zdał sobie sprawę, że ja nie mam zamiaru wtrącać się do tej bezsensownej dysputy.
Przesłuchiwaliśmy jej znajomych i rodzinę.
Do nas jakoś nie zawitaliście – odezwałem się w końcu, w sumie tylko po to by im doggryźć.
Zawitaliśmy, dziś rano. Rozmawialiśmy z twoją żoną.
Wybaczcie, mój błąd. Damiana Maciejewskiego też przesłuchiwaliście?
Kogo?
Młodego Macieja. Zamknęli się razem w kiblu w dzień porwania Kacperka. On i Dominika. Nie wiedzieliście o tym?
Powiedziała nam, że… – zaczęła Tamara.
Ta suka nas nabrała – warknął Karpiński. – Nogi z dupy powyrywam.
W takim razie, wy jedźcie do młodej pani Sommers, a my rozejrzymy się za Maciejem. Spotkamy się u niej. Trafię, nie trzeba mi adresu. – Wstałem od stołu, by udać się do wyjścia i ponownie wsiąść do auta, ale głos Karpińskiego mnie zatrzymał:
Nie za bardzo czujesz się tu panem wszystkiego?
Nie urodziłem się tu, ale tak właściwie, to tu wychowałem. Znam to miasto, znam tu ludzi. Mam przewagę.
Być może, ty się tutaj urodziłeś, ale ja mieszkam tutaj więcej czasu niż ty żyjesz. I który z nas jest bardziej stąd?
Będę musiał to dogłębniej przemyśleć – odparłem, mrużąc oczy i przykładając palec wskazujący do ust, by się nim postukać. – Obiecuje, że wezmę twój argument pod uwagę.

U Fabiana w klubie bilardowym, jak za starych czasów, muzyka grała na full, a dziewczynki w skąpych bikini, krążyły z tacami, na których stały mocne, drogie trunki.
Jesteś pewny, że możemy tu być? – zapytał Antek.
To mój stary kumpel. Dzieciaka, by nie skrzywdził. Najporządniejszy z całej bandy.
Wiesz ile razy on siedział?
Nigdy nie pytałem – odpowiedziałem śmiertelnie poważnie i co najważniejsze, naprawdę szczerze.
Usiadłem na kanapie, przy jednym ze stołów do snookera i wyczekiwałem. Zaczepiłem jedną z kobietek, że chcę whisky z lodem i szefa do tego. Uśmiechnęła się kpiąco, odsłoniłem nieco koszulkę by zauważyła broń. Uśmiech zszedł je z twarzyczki i pognała na górę, po metalowych, kręconych schodach. Dotarło do mnie, że tam chyba znajdowało się zaplecze.
Ale pogina w tych szpileczkach – zauważył Antek. – Ja bym giry połamał.
Zaśmiałem się.
One tak po dwanaście godzin, stary. Nawykły.

Podążam za Tobą, kiedy nie wiesz dokąd idziesz
Jutro jest nie wiadomą, jutro jest coraz bliżej
Przeprowadzę Ciebie przez, to co los nam może przynieść
Niosę światło w ciemność, lepszego życia Diler
To my tworzymy swój świat i tworzymy go dla innych
Mogę powalić kilka spraw, nikt nie jest nieomylny…*(5)

Patryś! – wykrzyknął Fabian i podszedł do nas.
Wstałem z kanapy i uściskałem starego kumpla.
Za głośno jest – wyjaśnił Antek, podając dłoń Maciejewskiemu.
Fabian zaprosił nas do góry. Odebrałem więc swoje whisky, prosto z tacy tej anorektycznej brunetki i poszedłem za nim, po tych krętych, metalowych schodach.
Zapraszam do mojego królestwa – rzekł, otwierając przed nami drzwi.
Od razu klepnąłem na wygodną skórzaną kanapę. Rozłożyłem się z drinem, a nóżki położyłem na podnóżek.
Cieszę się, że ci wygodnie – skomentował.
Przepraszam, myślałem, że mogę się tutaj czuć jak u siebie – rzekłem skromnie i przywołałem na twarz sztuczny smutek.
Czuj się jak sobie chcesz. Mnie to tito. – Rozsiadł się w fotelu.
Antek, siadaj. Kolega nas lubi – zachęciłem młodego.
Lubi? Ja ciebie uwielbiam. Zawsze ceniłem w tobie poczucie humoru i urok osobisty.
A ja w tobie… nie, ja cię nie ceniłem – odparłem, lekko się przy tym krzywiąc.
O tym właśnie mówiłem. – Fabian uśmiechnął się do mnie i pogładził dłonią swoją gangsterską, taką diabelską bródkę. Wziął szklankę w dłoń i zapytał – w jakim celu mnie odwiedziłeś?
Twój lokal schodzi na psy.
Wiem, niedługo go zwalniam. Wysprzedaje. Teraz zajmuje się tylko tym co legalne.
Nie wnikam. – Wykonałem gest dłońmi znaczący nie moja sprawa. – Znasz tych ludzi? – Pokazałem Fabianowi zdjęcia.
Przekładał każde po kolei, przyglądając się im z uwagą. W końcu skończył i spojrzał na mnie.
Pedofil, głośno o nim kiedyś było. A tych dwóch, to takie ćpuny. Biegał z nimi za gówniarza. Dlaczego sądzisz, że mógłbym ich znać?
Bo handlujesz prochami.
Poprawka, handlowałem.
Jeden pies.
Ja widzę dwa – odciął się Fabik.
Zaśmiałem się, bo autentycznie mnie rozbawił.

Znasz ich czy nie? – dopytywałem, może nieco zbyt natarczywie.
Nie, nigdy z nimi nie handliczyłem. Mam dzieci. Nie zadaje się z pedofilami. A wy co? Zamieniliście branże na dragi?
Szukamy tego małego – wyjaśnił Antek. – Okazuje się, że matka była w twoim barze i to w dniu porwania. Była w zażyłych kontaktach z Damianem Maciejewskim. To samo nazwisko, zbieg okoliczności?
Raczej – rzucił i w zabawny sposób poruszył brwiami, oczywiście ten gest uczynił w moją stronę.
Przecież wiem, że to twój syn – wyznałem.
To był mój syn. Teraz to kawał skurwiela.
Myślałem, że goni koks dla ciebie, w końcu to twój chłopak.
Miałbym go zatrudnić? – zdziwił się. – To ćpun. Pracuje dla Krisa.
Kris wyjechał do Stanów – zauważyłem, choć nie miałem pewności, czy jestem na bieżąco, bo z nimi to nigdy nie było nic wiadomo. Byli braćmi, ale różnili się jak ogień i woda. Łączyło ich tylko to, że obaj byli zmienni jak pogoda.
Górski przejął branże. Może tam powinniście szukać dzieciaka – podpowiedział.
U Aleksa? – zdziwiłem się, przypominając sobie mojego byłego współlokatora. Konkretnie, to właściciela mieszkania, u którego niegdyś wynajmowałem pokój. Był moim przyjacielem, więc i jakąś taką delikatną nostalgią mi powiało.
Tak, u Aleksandra Górskiego – odezwał się głos za moimi plecami.
Darek? – zapytałem, przyglądając się, siwiejącemu na skroniach, mężowi przyrodniej siostry Tylera. Oczywiście Julia, żona Darka, nie była siostrą Majki. Tyl po prostu był synem matki mojej żony i ojca tej drugiej.
Cześć Owczarek – rzucił jakby od niechcenia, luzując przy tym krawat.
Co wiesz?
Ja nic nie wiem, mnie tylko dochodzą słuchy. – Usiadł na kanapie naprzeciw Fabiana, obok Antka, a mój rudy kolega cały się wtedy spiął i jakby zesztywniał. Faktycznie, starszy Przybylski budził strach i powodował taki specyficzny rodzaj napięcia.
Czy już wspominałem o tym, że narkoman z baru na Bonapartego – Sebastian, ojciec dziecka mojej młodszej siostry, to młodszy brat szanownego pana Dariusza?
Prokurator, to się chyba nie powinien zadawać z gangsterami – pozwoliłem sobie zauważyć.
Darek poprawił fioletowy krawat, tym razem go przykładnie zaciągając, takim teatralnym, nieco wymuszonym gestem, jakby chciał się wbić w rolę w jakiej go obsadziłem, jakby sam sobie przypomniał jaki ma naprawdę zawód. Usiadł wygodniej, założył nogę na nogę i napił się drinka.
On jest zresocjalizowany. – Wskazał szklanką na opalonego bruneta, którego rozpięta koszula sprawiała, że uwidocznionych było kilka ciemnych włosków na klacie.
Taa, a utrzymuje się ze sprzedaży ubezpieczeń – zadrwiłem.
Prowadzę legalną działalność – wtrącił się Fabian, przerywając nam tę specyficzną wymianę zdań.

Sprzedawałeś towar Domi? – zapytał Antek Maciejewskiego.
Domi brała? – wciął się Darek, nie kryjąc swojego zdziwienia.
Wygląda na to, że tak – odpowiedziałem z krzywym uśmiechem.
Sprzedawałeś czy nie? – naciskał na Fabiana mój partner.
Są powody, dla których nie oddziela nas teraz gruba szyba z pleksi. Nie zadaje się z dziwkami jak Dominika, ani z ludźmi pokroju Górskiego i Kryspina.
Kryspin to twój rodzony brat – przypomniałem.
Śmiem zaznaczyć, po raz kolejny w naszej rozmowie, że odciąłem się od tego interesu rok temu.
Tak konkretnej daty wcześniej nam nie podawałeś – rzuciłem, drapiąc się po zmęczonej powiece.
Dlaczego mamy szukać dzieciaka u jakiegoś Górskiego? – drążył Antek.
W prokuraturze krążą słuchy, że ktoś zrobił Kryspina na dużą kasę – zabrał głos Darek.
Kryspina, więc dlaczego Górski?
Kryspin był już w Stanach, gdy dokonywano przerzutu narkotyków. Oboje dobrze wiemy, czym trudni się Aleksander po swoich dyżurach. Problem w tym, że nie można mu tego udowodnić.
Domi zrobiła go na tę kasę?
Tego nie wiem, ale jeśli to ona, to wiem, że Górski nie podaruje. Byłem jego przyjacielem wystarczająco długo. Poznałem go na tyle, że wiem, że zawsze celuje poniżej pasa, a jego żona jest na to najlepszym dowodem.
Tu musiałem się z Przybylskim zgodzić. Wspomniałem czasy, gdy Aleksander zakochał się niezdrowo w kobiecie, która była utrzymanką kogoś innego, a z nim łaziła na randki. Obiecała mu to rzucić, ale w pełni nie rzuciła. Zemścił się. Zmusił jej sponsora do gwałtu na niej. Zaszła w ciąże, a on okazał się dobrym wujkiem i przygarnął ciężarną nastolatkę pod swoje skrzydła. Wcisnął brudną, drezdeńską laleczkę do swojego nowo wybudowanego pałacu i wytresował pod swój gust.

Nagle, kiedy tylko wstałem, przypomniało mi się o śmierci małego Piotrusia. Spojrzałem więc na Darka i rzuciłem cicho, nieco melancholijnie:
Przykro mi z powodu twojego syna.
Dziękuję. Przekaże Julce kondolencje od ciebie. – Darek zrobił kolejny łyk, gdy ja zbierałem się do wyjścia. – Znajdźcie siostrzeńca mojej żony, a jeśli znajdziecie go martwego, to osobiście dopilnuj, by ten, kto to zrobił, zdechł jak pies… przepraszam, nie chciałem… – dodał ze łzami w oczach, zapatrzony w bursztynową ciecz, która pozostała mu na dnie, wciąż trzymanej w dłoniach szklanki.
Zrozumiałem. Możesz być pewny, że osobiście go odstrzelę – odpowiedziałem i wyszedłem. Poczekałem jeszcze tylko za Antkiem i zamknąłem za nami drzwi.
Schodząc po tych zawijanych schodach, spotkałem tę anorektyczkę. Otarła się o mnie, ale nigdy nie lubiłem wychudzonych kobiet. Chciałem nawet jej zapłacić za drinka, ale uznała, że to na koszt firmy.
Dziękuję mała. – Puściłem do niej oczko i ponownie tego dnia wsiadłem do samochodu, zastanawiając się ile razy jeszcze będę z niego wysiadał.

Kim jest ten cały Górski? – zapytał Antek, gdy ruszyliśmy spod klubu Fabiana Maciejewskiego.
Człowiek, którego kiedyś znałem. Nawet z nim mieszkałem. Zresztą ty też go znasz. Był na moim weselu.
Który to?
Ten rudawy blondyn co wygląda jak pan z siłowni. U jego boku była taka brunetka, szczuplutka, seksowna.
Ten lekarz? – zdziwił się.
Tak.
On handluje prochami?
On handluje wszystkim – sprostowałem, zmieniając jednocześnie pas. – Z tego co się zdążyłem zorientować, to nawet dziećmi.
Dlaczego nie siedzi? Dlaczego on leczy ludzi? – Antek się zbulwersował.
Bo jest dobry w leczeniu ludzi. Skończył studia z wyróżnieniem. Poza tym, niewinny, dopóki nie udowodnią winy.
Czyli jak zawsze – skomentował z lekkim oburzeniem.
Musi mieć wtyki w prokuraturze i to kogoś wyżej postawionego niż Darek. Górski też popija w klubach ze striptizem z naszym komendantem, dlatego ty milcz, a ja będę z nim rozmawiał.
Dlaczego?
Bo żaden z nas nie chce stracić roboty – wyjaśniłem spokojnie, choć znowu zaczynała mnie irytować jego niekumatość, jakby nagle mu się procesor zawiesił.
Mieliśmy jechać do matki tego dziecka – przypomniał mi Antoś.
Fakt, zapomniałem. Pierw odwiedzimy ją, a potem Górskiego – zadecydowałem. – Aleks, Fabian i Darek, to kiedyś była nierozerwalna, święta trójca – przypomniałem sobie na głos, jak to było kiedyś.
Ten prokurator co żeśmy z nim gadali? – starał się zatrybić.
Tak.
On też coś na lewo?
Nie wiem, chyba nie, ale z pewnością dawał im cynki nie raz. Prywatnie to tylko prokurator i mąż byłej modelki ze Stanów Zjednoczonych. Jeśli się nie mylę, to nawet z Manhattanu.
Umiał się koleś ustawić.
No. Oni wszyscy umieli, tylko my nadal jak te osły za tak niską stawkę harujemy, a ci, jak sam widziałeś, drinki przed osiemnastą popijają.
Ty też piłeś – wytknął mi.
Oj tam, oj tam.

Wykorzystane utwory:
*(5) Paluch - Lepszego Życia Diler

3 komentarze:

  1. Zadziwiają mnie kontakty Patryka. Co śmieszniejsze, z częścią osób jest nawet w jakiś sposób spokrewniony. Dzięki temu jednak, w jeden dzień dowiedział się o wiele więcej, aniżeli policjanci zajmujący się tą sprawą. Facet jest bystry, trochę jak mój Iwan ze skradzionych, przez co nawet go lubię, mimo wszystko. Ma w sobie też dystans jako policjant – i tu żałuję, że ja nie mam z takimi do czynienia. Jedynie z wyniosłymi bucami, do tego, na co, jak na co, ale na słowa, wrażliwymi jak baby.
    Z każdym rozdziałem coraz bardziej obawiam się, że to naprawdę matka Kacperka mogła być powodem zniknięcia syna. Wszystkie moje dotychczasowe spekulacje, sprowadzają się do jej głupoty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie Antek powinien zamieszkać z Majką i Patrykiem, jak go żona z domu wyrzuci, haha.
    Dobrze, że Patryk uświadomił ta dwójkę policjantów co do Dominiki, może teraz dzięki temu śledztwo ruszy do przodu.
    Darek Przybylski podrzucił im trop, jeżeli Domi w jakiś sposób okradła Krisa i Aleksa to oni mogli w odwecie porwać małego. Chcą odzyskać kasę i w ten sposób szantażują Dominikę, tylko jeśli tak jest, to czemu ona im tej kasy nie odda, żeby ratować synka, chyba, że ma gdzieś co się z nim stanie, ale jakoś nie mogę w to tak do końca uwierzyć, że mogłaby poświęcić własne dziecko dla pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Patryk jest takim cwaniaczkiem. Jak czytam jego wypowiedzi i jego myśli, to widzę Sławka Despera z Pitt Bulla. Jest takim swojego rodzaju wywyższającym się cwaniaczkiem, ale pasuje mi to w nim. Świetnie, że nie jest papierowy.
    Przyznam szczerze, że ta gangsterska ekipa mi się spodobała. Ostatnio pokochałam takich drani w opowiadaniach i dlatego postanowiłam zagościć u ciebie na dłużej, na stałe i przeczytać wszystko co do tej pory stworzyłeś, a tak Ps i między wierszami, to weź no się może za to Skradzione w końcu, bo tam niewiele ci do końca zostało, a ja chciałabym poznać zakończenie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń