Antek
odebrał telefon komórkowy. Rozmawiał spokojnie, przyciszonym
głosem, a to oznaczało tylko jedno – kłopoty. Rudzielec się
rozłączył, a ja zapytałem wprost:
–
Czego
chciał ten kretyn?
–
Kto?
Boże,
jak on nic nie kumał.
Chwile
milczałem, czekałem aż sam zatrybi, ale na to się nie zanosiło,
bo wyjął gumę ze schowka i zaczął przeżuwać. I już gdy miałem
się odezwać, to Antoś w końcu przemówił ludzkim głosem:
–
Komendant
prosił byśmy podjechali do tej jadłodajni przy komisariacie.
–
Chce
z nami pogadać? – zapytałem, udając przestraszony ton i
przerażoną minę.
–
Coś
ty? On? On nie zniżyłby się do naszego poziomu. Powiedział, że
mamy pogadać ze śledczymi. Jakimś Karpińskim i jakąś panną,
ale nie pamiętam jej nazwiska. Oni nas rozpoznają.
–
No
to jedziemy zebrać ochrzan. – Zawróciłem z piskiem opon i
obrałem odpowiedni kurs.
–
Za
co?
–
Za
to, że ty i moja żona, przekonaliście mnie, bym mieszał się do
sprawy porwania Kacpra Sommersa.
–
Zaginięcia
– poprawił mnie Antek.
–
Zwał
jak zwał. Dziecka nie ma, a samo raczej nie wyszło.
–
Skąd
wiesz, że o tym chcą gadać? – dopytywał.
–
Bo
znam ten świat. Zszedł na psy.
–
Czyli
na nas? – zażartował.
–
Haha,
naprawdę się uczysz chłopaku. Jeszcze trochę i będziesz naprawdę
mówił moim głosem.
–
Wtedy,
kiedy już żona mnie spakuje i wywali, to przyjdę mieszkać do was
– nie zapytał, nie zaproponował, a po prostu najzwyczajniej w
świecie stwierdził.
–
Czemu
nie? Majka się ucieszy. Jak byliśmy na komedii Och Karol, to
stwierdziła, że ona, to by chciała taki męski harem, by jej każdy
usługiwał. Dwóch to wiesz? Zawsze mniej niż jeden.
– A
poważnie, myślisz, że gangsterzy nakablowali do komendanta? –
ponownie powrócił do drążenia poprzedniego tematu.
–
Szczerze?
–
Tak.
–
To
żadni gangsterzy, to obszczymurki i pionki. Narkomani zadzwonili z
informacja, że psy nachodzą ich lokal, a przecież mają umowę z
policją. Ten lokal funkcjonuje, bo zapewne jego właściciel, co
jakiś czas, kogoś wystawia nam na wsadzenie albo innym piraniom na
pożarcie.
–
Piranie,
to prokuratorzy?
–
Tak.
– A
papugi to adwokaci?
–
Szybo
się uczysz – pochwaliłem.
–
Jeszcze
coś było takie od zwierzaka, ale chwilowo zapomniałem. – Lekko
posmutniał.
–
Sępy,
hieny i farbowane lisy.
–
Za
dużo, zwolnij! – krzyknął, a ja z początku sądziłem, że
chodzi mu o mój sposób prowadzenia pojazdu, więc nawet jakoś
bardziej niż zazwyczaj skoncentrowałem się na drodze. –
Wszystkiego na raz nie zapamiętam. Właściwie mógłbyś czasami
mówić normalnie. Majka rozumie twój slang?
–
Jesteśmy
z sobą… o kurwa – przekląłem, gdy zdałem sobie sprawę z
naszego stażu.
–
Zapomniałeś?
– Z
pięć lata będzie. Tak czy inaczej, ona już nawykła. Mleczna
krowa – przeczytałem napis –
nasza jadłodajnia. – Wysiadłem i żartobliwie zagwizdałem na
Antoniego.
Gdy
weszliśmy, od razu do nas zamachał jakiś starszy facet. U jego
boku była młoda kobietka, chyba stażystka. Podeszliśmy. Dziwnie
się czułem, bo spodziewałem się co najmniej pretensji, a oni się
normalnie z nami przywitali, nawet się przedstawili i uścisnęli
nasze dłonie.
–
Komendant
uznał, że możecie pomóc, o ile macie co wnieść do śledztwa. My
mamy jeszcze dwa porwania dla okupu obsadzone.
–
Rozumiem,
nie macie czasu szukać dziecka narkomanki i mordercy.
–
Matka
jest narkomanką? – zapytała Tamara, nie kryjąc swojego
zdziwienia.
Uśmiechnąłem
się krzywo i pewnie zająłem miejsce naprzeciw tej dwójki.
Splotłem ręce na klatce piersiowej i zabujałem się na krześle.
– W
takim razie mamy co wnieść do śledztwa – stwierdziłem.
–
Paliła
trawkę? – dopytywał Bartosz Karpiński.
–
Nie
wiem, ale amfę brała na pewno, może kokę też.
–
Nie
miała śladów po igłach. Zauważyłbym – wyznał skonsternowany.
–
Wciągała
nosem, tak się robi w tych czasach – dogryzłem staruchowi i
zaczepiłem kelnerkę, by przyniosła mi colę. – Co macie?
–
Pedofil
wyszedł z więzienia, odgrażał się, że…
–
Nazwisko?
–
Starski.
–
Emil?
– drążyłem dalej.
–
Tak.
–
On
gustuje w nieletnich dziewczynkach, a nie trzyletnich chłopcach, ale
zawsze to jakiś punkt zaczepienia – przyznałem.
–
Na
szczęście, może mały jest z nim – powiedział Antek, który
chyba po chwili sam zdał sobie sprawę ze znaczenia słów, które
nie przemyślanie palnął.
–
To
nie byłoby szczęście. Ostatnim razem zabił trzy dziewczynki,
uznali go za niepoczytalnego, odsiedział piętnaście lat. Głośna
spraw – przypomniałem.
–
Musiała
być bardzo głośna, skoro ją pamiętasz – dogryzł mi ten
staruszek.
–
Ja
tylko tak młodo wyglądam – odciąłem się. – Staram się dbać
o siebie. – Przejąłem szklankę coli od kelnerki, popijałem i
słuchałem tego, jak mozolnie im idzie śledztwo.
– A
wy co macie? – zapytała Tamara.
–
Wiemy,
że większość porwań, dokonują ludzie z bliskiego otoczenia.
Tego byśmy się trzymali, nie wykluczamy jednak też waszych
przypuszczeń – odezwał się Antek.
–
Ale
czy w otoczeniu tej młodej matki, byli ludzie, którzy mogliby
skrzywdzić dziecko?
–
Sądzę,
że było ich wielu – odpowiedział rudzielec, gdy zdał sobie
sprawę, że ja nie mam zamiaru wtrącać się do tej bezsensownej
dysputy.
–
Przesłuchiwaliśmy
jej znajomych i rodzinę.
–
Do
nas jakoś nie zawitaliście – odezwałem się w końcu, w sumie
tylko po to by im doggryźć.
–
Zawitaliśmy,
dziś rano. Rozmawialiśmy z twoją żoną.
–
Wybaczcie,
mój błąd. Damiana Maciejewskiego też przesłuchiwaliście?
–
Kogo?
–
Młodego
Macieja. Zamknęli się razem w kiblu w dzień porwania Kacperka. On
i Dominika. Nie wiedzieliście o tym?
–
Powiedziała
nam, że… – zaczęła Tamara.
–
Ta
suka nas nabrała – warknął Karpiński. – Nogi z dupy
powyrywam.
– W
takim razie, wy jedźcie do młodej pani Sommers, a my rozejrzymy się
za Maciejem. Spotkamy się u niej. Trafię, nie trzeba mi adresu. –
Wstałem od stołu, by udać się do wyjścia i ponownie wsiąść do
auta, ale głos Karpińskiego mnie zatrzymał:
–
Nie
za bardzo czujesz się tu panem wszystkiego?
–
Nie
urodziłem się tu, ale tak właściwie, to tu wychowałem. Znam to
miasto, znam tu ludzi. Mam przewagę.
–
Być
może, ty się tutaj urodziłeś, ale ja mieszkam tutaj więcej czasu
niż ty żyjesz. I który z nas jest bardziej stąd?
–
Będę
musiał to dogłębniej przemyśleć – odparłem, mrużąc oczy i
przykładając palec wskazujący do ust, by się nim postukać. –
Obiecuje, że wezmę twój argument pod uwagę.
U
Fabiana w klubie bilardowym, jak za starych czasów, muzyka grała na
full, a dziewczynki w skąpych bikini, krążyły z tacami, na
których stały mocne, drogie trunki.
–
Jesteś
pewny, że możemy tu być? – zapytał Antek.
–
To
mój stary kumpel. Dzieciaka, by nie skrzywdził. Najporządniejszy z
całej bandy.
–
Wiesz
ile razy on siedział?
–
Nigdy
nie pytałem – odpowiedziałem śmiertelnie poważnie i co
najważniejsze, naprawdę szczerze.
Usiadłem
na kanapie, przy jednym ze stołów do snookera i wyczekiwałem.
Zaczepiłem jedną z kobietek, że chcę whisky z lodem i szefa do
tego. Uśmiechnęła się kpiąco, odsłoniłem nieco koszulkę by
zauważyła broń. Uśmiech zszedł je z twarzyczki i pognała na
górę, po metalowych, kręconych schodach. Dotarło do mnie, że tam
chyba znajdowało się zaplecze.
–
Ale
pogina w tych szpileczkach – zauważył Antek. – Ja bym giry
połamał.
Zaśmiałem
się.
–
One
tak po dwanaście godzin, stary. Nawykły.
Podążam
za Tobą, kiedy nie wiesz dokąd idziesz
Jutro
jest nie wiadomą, jutro jest coraz bliżej
Przeprowadzę
Ciebie przez, to co los nam może przynieść
Niosę
światło w ciemność, lepszego życia Diler
To
my tworzymy swój świat i tworzymy go dla innych
Mogę
powalić kilka spraw, nikt nie jest nieomylny…*(5)
–
Patryś!
– wykrzyknął Fabian i podszedł do nas.
Wstałem
z kanapy i uściskałem starego kumpla.
–
Za
głośno jest – wyjaśnił Antek, podając dłoń Maciejewskiemu.
Fabian
zaprosił nas do góry. Odebrałem więc swoje whisky, prosto z tacy
tej anorektycznej brunetki i poszedłem za nim, po tych krętych,
metalowych schodach.
–
Zapraszam
do mojego królestwa – rzekł, otwierając przed nami drzwi.
Od
razu klepnąłem na wygodną skórzaną kanapę. Rozłożyłem się z
drinem, a nóżki położyłem na podnóżek.
–
Cieszę
się, że ci wygodnie – skomentował.
–
Przepraszam,
myślałem, że mogę się tutaj czuć jak u siebie – rzekłem
skromnie i przywołałem na twarz sztuczny smutek.
–
Czuj
się jak sobie chcesz. Mnie to tito. – Rozsiadł się w fotelu.
–
Antek,
siadaj. Kolega nas lubi – zachęciłem młodego.
–
Lubi?
Ja ciebie uwielbiam. Zawsze ceniłem w tobie poczucie humoru i urok
osobisty.
– A
ja w tobie… nie, ja cię nie ceniłem – odparłem, lekko się
przy tym krzywiąc.
– O
tym właśnie mówiłem. – Fabian uśmiechnął się do mnie i
pogładził dłonią swoją gangsterską, taką diabelską bródkę.
Wziął szklankę w dłoń i zapytał – w jakim celu mnie
odwiedziłeś?
–
Twój
lokal schodzi na psy.
–
Wiem,
niedługo go zwalniam. Wysprzedaje. Teraz zajmuje się tylko tym co
legalne.
–
Nie
wnikam. – Wykonałem gest dłońmi znaczący nie moja sprawa.
– Znasz tych ludzi? – Pokazałem Fabianowi zdjęcia.
Przekładał
każde po kolei, przyglądając się im z uwagą. W końcu skończył
i spojrzał na mnie.
–
Pedofil,
głośno o nim kiedyś było. A tych dwóch, to takie ćpuny. Biegał
z nimi za gówniarza. Dlaczego sądzisz, że mógłbym ich znać?
–
Bo
handlujesz prochami.
–
Poprawka,
handlowałem.
–
Jeden
pies.
–
Ja
widzę dwa – odciął się Fabik.
Zaśmiałem
się, bo autentycznie mnie rozbawił.
–
Znasz
ich czy nie? – dopytywałem, może nieco zbyt natarczywie.
–
Nie,
nigdy z nimi nie handliczyłem. Mam dzieci. Nie zadaje się z
pedofilami. A wy co? Zamieniliście branże na dragi?
–
Szukamy
tego małego – wyjaśnił Antek. – Okazuje się, że matka była
w twoim barze i to w dniu porwania. Była w zażyłych kontaktach z
Damianem Maciejewskim. To samo nazwisko, zbieg okoliczności?
–
Raczej
– rzucił i w zabawny sposób poruszył brwiami, oczywiście ten
gest uczynił w moją stronę.
–
Przecież
wiem, że to twój syn – wyznałem.
–
To
był mój syn. Teraz to kawał skurwiela.
–
Myślałem,
że goni koks dla ciebie, w końcu to twój chłopak.
–
Miałbym
go zatrudnić? – zdziwił się. – To ćpun. Pracuje dla Krisa.
–
Kris
wyjechał do Stanów – zauważyłem, choć nie miałem pewności,
czy jestem na bieżąco, bo z nimi to nigdy nie było nic wiadomo.
Byli braćmi, ale różnili się jak ogień i woda. Łączyło ich
tylko to, że obaj byli zmienni jak pogoda.
–
Górski
przejął branże. Może tam powinniście szukać dzieciaka –
podpowiedział.
– U
Aleksa? – zdziwiłem się, przypominając sobie mojego byłego
współlokatora. Konkretnie, to właściciela mieszkania, u którego
niegdyś wynajmowałem pokój. Był moim przyjacielem, więc i jakąś
taką delikatną nostalgią mi powiało.
–
Tak,
u Aleksandra Górskiego – odezwał się głos za moimi plecami.
–
Darek?
– zapytałem, przyglądając się, siwiejącemu na skroniach,
mężowi przyrodniej siostry Tylera. Oczywiście Julia, żona Darka,
nie była siostrą Majki. Tyl po prostu był synem matki mojej żony
i ojca tej drugiej.
–
Cześć
Owczarek – rzucił jakby od niechcenia, luzując przy tym krawat.
–
Co
wiesz?
–
Ja
nic nie wiem, mnie tylko dochodzą słuchy. – Usiadł na kanapie
naprzeciw Fabiana, obok Antka, a mój rudy kolega cały się wtedy
spiął i jakby zesztywniał. Faktycznie, starszy Przybylski budził
strach i powodował taki specyficzny rodzaj napięcia.
Czy
już wspominałem o tym, że narkoman z baru na Bonapartego –
Sebastian, ojciec dziecka mojej młodszej siostry, to młodszy brat
szanownego pana Dariusza?
–
Prokurator,
to się chyba nie powinien zadawać z gangsterami – pozwoliłem
sobie zauważyć.
Darek
poprawił fioletowy krawat, tym razem go przykładnie zaciągając,
takim teatralnym, nieco wymuszonym gestem, jakby chciał się wbić w
rolę w jakiej go obsadziłem, jakby sam sobie przypomniał jaki ma
naprawdę zawód. Usiadł wygodniej, założył nogę na nogę i
napił się drinka.
–
On
jest zresocjalizowany. – Wskazał szklanką na opalonego bruneta,
którego rozpięta koszula sprawiała, że uwidocznionych było kilka
ciemnych włosków na klacie.
–
Taa,
a utrzymuje się ze sprzedaży ubezpieczeń – zadrwiłem.
–
Prowadzę
legalną działalność – wtrącił się Fabian, przerywając nam
tę specyficzną wymianę zdań.
–
Sprzedawałeś
towar Domi? – zapytał Antek Maciejewskiego.
–
Domi
brała? – wciął się Darek, nie kryjąc swojego zdziwienia.
–
Wygląda
na to, że tak – odpowiedziałem z krzywym uśmiechem.
–
Sprzedawałeś
czy nie? – naciskał na Fabiana mój partner.
–
Są
powody, dla których nie oddziela nas teraz gruba szyba z pleksi. Nie
zadaje się z dziwkami jak Dominika, ani z ludźmi pokroju Górskiego
i Kryspina.
–
Kryspin
to twój rodzony brat – przypomniałem.
–
Śmiem
zaznaczyć, po raz kolejny w naszej rozmowie, że odciąłem się od
tego interesu rok temu.
–
Tak
konkretnej daty wcześniej nam nie podawałeś – rzuciłem, drapiąc
się po zmęczonej powiece.
–
Dlaczego
mamy szukać dzieciaka u jakiegoś Górskiego? – drążył Antek.
– W
prokuraturze krążą słuchy, że ktoś zrobił Kryspina na dużą
kasę – zabrał głos Darek.
–
Kryspina,
więc dlaczego Górski?
–
Kryspin
był już w Stanach, gdy dokonywano przerzutu narkotyków. Oboje
dobrze wiemy, czym trudni się Aleksander po swoich dyżurach.
Problem w tym, że nie można mu tego udowodnić.
–
Domi
zrobiła go na tę kasę?
–
Tego
nie wiem, ale jeśli to ona, to wiem, że Górski nie podaruje. Byłem
jego przyjacielem wystarczająco długo. Poznałem go na tyle, że
wiem, że zawsze celuje poniżej pasa, a jego żona jest na to
najlepszym dowodem.
Tu
musiałem się z Przybylskim zgodzić. Wspomniałem czasy, gdy
Aleksander zakochał się niezdrowo w kobiecie, która była
utrzymanką kogoś innego, a z nim łaziła na randki. Obiecała mu
to rzucić, ale w pełni nie rzuciła. Zemścił się. Zmusił jej
sponsora do gwałtu na niej. Zaszła w ciąże, a on okazał się
dobrym wujkiem i przygarnął ciężarną nastolatkę pod swoje
skrzydła. Wcisnął brudną, drezdeńską laleczkę do swojego nowo
wybudowanego pałacu i wytresował pod swój gust.
Nagle,
kiedy tylko wstałem, przypomniało mi się o śmierci małego
Piotrusia. Spojrzałem więc na Darka i rzuciłem cicho, nieco
melancholijnie:
–
Przykro
mi z powodu twojego syna.
–
Dziękuję.
Przekaże Julce kondolencje od ciebie. – Darek zrobił kolejny łyk,
gdy ja zbierałem się do wyjścia. – Znajdźcie siostrzeńca mojej
żony, a jeśli znajdziecie go martwego, to osobiście dopilnuj, by
ten, kto to zrobił, zdechł jak pies… przepraszam, nie chciałem…
– dodał ze łzami w oczach, zapatrzony w bursztynową ciecz, która
pozostała mu na dnie, wciąż trzymanej w dłoniach szklanki.
–
Zrozumiałem.
Możesz być pewny, że osobiście go odstrzelę – odpowiedziałem
i wyszedłem. Poczekałem jeszcze tylko za Antkiem i zamknąłem za
nami drzwi.
Schodząc
po tych zawijanych schodach, spotkałem tę anorektyczkę. Otarła
się o mnie, ale nigdy nie lubiłem wychudzonych kobiet. Chciałem
nawet jej zapłacić za drinka, ale uznała, że to na koszt firmy.
–
Dziękuję
mała. – Puściłem do niej oczko i ponownie tego dnia wsiadłem do
samochodu, zastanawiając się ile razy jeszcze będę z niego
wysiadał.
–
Kim
jest ten cały Górski? – zapytał Antek, gdy ruszyliśmy spod
klubu Fabiana Maciejewskiego.
–
Człowiek,
którego kiedyś znałem. Nawet z nim mieszkałem. Zresztą ty też
go znasz. Był na moim weselu.
–
Który
to?
–
Ten
rudawy blondyn co wygląda jak pan z siłowni. U jego boku była taka
brunetka, szczuplutka, seksowna.
–
Ten
lekarz? – zdziwił się.
–
Tak.
–
On
handluje prochami?
–
On
handluje wszystkim – sprostowałem, zmieniając jednocześnie pas.
– Z tego co się zdążyłem zorientować, to nawet dziećmi.
–
Dlaczego
nie siedzi? Dlaczego on leczy ludzi? – Antek się zbulwersował.
–
Bo
jest dobry w leczeniu ludzi. Skończył studia z wyróżnieniem. Poza
tym, niewinny, dopóki nie udowodnią winy.
–
Czyli
jak zawsze – skomentował z lekkim oburzeniem.
–
Musi
mieć wtyki w prokuraturze i to kogoś wyżej postawionego niż
Darek. Górski też popija w klubach ze striptizem z naszym
komendantem, dlatego ty milcz, a ja będę z nim rozmawiał.
–
Dlaczego?
–
Bo
żaden z nas nie chce stracić roboty – wyjaśniłem spokojnie,
choć znowu zaczynała mnie irytować jego niekumatość, jakby nagle
mu się procesor zawiesił.
–
Mieliśmy
jechać do matki tego dziecka – przypomniał mi Antoś.
–
Fakt,
zapomniałem. Pierw odwiedzimy ją, a potem Górskiego –
zadecydowałem. – Aleks, Fabian i Darek, to kiedyś była
nierozerwalna, święta trójca – przypomniałem sobie na głos,
jak to było kiedyś.
–
Ten
prokurator co żeśmy z nim gadali? – starał się zatrybić.
–
Tak.
–
On
też coś na lewo?
–
Nie
wiem, chyba nie, ale z pewnością dawał im cynki nie raz. Prywatnie
to tylko prokurator i mąż byłej modelki ze Stanów Zjednoczonych.
Jeśli się nie mylę, to nawet z Manhattanu.
–
Umiał
się koleś ustawić.
–
No.
Oni wszyscy umieli, tylko my nadal jak te osły za tak niską stawkę
harujemy, a ci, jak sam widziałeś, drinki przed osiemnastą
popijają.
–
Ty
też piłeś – wytknął mi.
–
Oj
tam, oj tam.
Wykorzystane
utwory:
*(5)
Paluch - Lepszego Życia Diler
Zadziwiają mnie kontakty Patryka. Co śmieszniejsze, z częścią osób jest nawet w jakiś sposób spokrewniony. Dzięki temu jednak, w jeden dzień dowiedział się o wiele więcej, aniżeli policjanci zajmujący się tą sprawą. Facet jest bystry, trochę jak mój Iwan ze skradzionych, przez co nawet go lubię, mimo wszystko. Ma w sobie też dystans jako policjant – i tu żałuję, że ja nie mam z takimi do czynienia. Jedynie z wyniosłymi bucami, do tego, na co, jak na co, ale na słowa, wrażliwymi jak baby.
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem coraz bardziej obawiam się, że to naprawdę matka Kacperka mogła być powodem zniknięcia syna. Wszystkie moje dotychczasowe spekulacje, sprowadzają się do jej głupoty.
Koniecznie Antek powinien zamieszkać z Majką i Patrykiem, jak go żona z domu wyrzuci, haha.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Patryk uświadomił ta dwójkę policjantów co do Dominiki, może teraz dzięki temu śledztwo ruszy do przodu.
Darek Przybylski podrzucił im trop, jeżeli Domi w jakiś sposób okradła Krisa i Aleksa to oni mogli w odwecie porwać małego. Chcą odzyskać kasę i w ten sposób szantażują Dominikę, tylko jeśli tak jest, to czemu ona im tej kasy nie odda, żeby ratować synka, chyba, że ma gdzieś co się z nim stanie, ale jakoś nie mogę w to tak do końca uwierzyć, że mogłaby poświęcić własne dziecko dla pieniędzy.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Patryk jest takim cwaniaczkiem. Jak czytam jego wypowiedzi i jego myśli, to widzę Sławka Despera z Pitt Bulla. Jest takim swojego rodzaju wywyższającym się cwaniaczkiem, ale pasuje mi to w nim. Świetnie, że nie jest papierowy.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ta gangsterska ekipa mi się spodobała. Ostatnio pokochałam takich drani w opowiadaniach i dlatego postanowiłam zagościć u ciebie na dłużej, na stałe i przeczytać wszystko co do tej pory stworzyłeś, a tak Ps i między wierszami, to weź no się może za to Skradzione w końcu, bo tam niewiele ci do końca zostało, a ja chciałabym poznać zakończenie.
Pozdrawiam.